Nr 1 (7), maj 1996r.
PIĘTNAŚCIE LAT. OPOWIEŚĆ KS. MICHAŁA NIEGIEREWICZA, PROBOSZCZA SOBORU ŚW.
TRÓJCY W HAJNÓWCE
W 1978 roku zostałem wikariuszem w Hajnówce i
spotkałem swego przyjaciela z lat szkolnych, Mikołaja Buszko. Mikołaj
przygotowywał się do objęcia dyrektorstwa Hajnowskiego Domu Kultury. Znałem go
jako człowieka bardzo rzutkiego (w szkole był harcerzem, drużynowym, itd.),
zawsze chcącego coś zrobić. Ale pomysł, który przedstawił, zaskoczył i
ateistyczne władze, i nas, prawosławnych księży. - A może byśmy zorganizowali
przegląd chórów parafialnych śpiewających kolędy? - zapytał mnie. Oczywiście
wcześniej rozmawiał na ten temat z proboszczem, śp. ks. Antonim Dziewiatowskim.
Proboszcz przysłał go do mnie.
Kolędy w prawosławnej i katolickiej tradycji to
religijno-domowe pieśni. Śpiewa się je wszędzie. Dlatego też taki przegląd mógł
być, chociaż z oporami, zaakceptowany przez władze polityczne.
Dla mnie, człowieka, który prowadził chór w
Hajnówce (przejąłem go od ks. Leoncjusza Tofiluka), taka propozycja była darem
niebios. Chór nie może działać w odosobnieniu. Powinien się pokazywać. Każdy
chórzysta to też artysta. Chce, żeby go słuchano, zauważano, chwalono. Tymczasem
nasze cerkiewne chóry wiejskie wtedy chyliły się ku upadkowi. Nie było żadnego
współzawodnictwa, konfrontacji, przepływu informacji. Gorzej, będąc seminarzystą
sam należałem do takiego wiejskiego chóru i widziałem, jak tam lepszych
wykonawców ignorowano, odsuwano, wykluczano z chóru...
Pomysł Mikołaja był dla mnie ze wszech miar godny
poparcia.
Nadszedł rok 1981. Przyjechał do Hajnówki,
zaproszony przez nas, ks. Jerzy Szurbak - postać znana w świecie muzyki. W moim
domu we trójkę opracowaliśmy regulamin przyszłego przeglądu, ustaliliśmy
repertuar. Ks. Szurbak wrócił do Warszawy. My z Mikołajem zaczęliśmy jeździć po
parafiach. Szukaliśmy chórów, które wystąpią na przeglądzie, odwiedziliśmy chyba
wszystkie parafie w bielskim i hajnowskim dziekanacie. Księża proboszczowie
przyjmowali nas różnie - z ironią, politowaniem, pobłażaniem, zrozumieniem dla
naszego młodego wieku... Szukaliśmy dojść do chórów, namawialiśmy dyrygentów,
chórzystów. Udało się zebrać dziesięć zespołów, które obiecały przyjazd do
Hajnówki.
Przegląd miał się odbyć chyba 22 stycznia 1982
roku. Wcześniej ogłoszono stan wojenny. Impreza, z takim trudem przygotowana,
została odwołana.
Patrząc z perspektywy czasu można powiedzieć, że
nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre. Impreza zimowa przeszłaby
niezauważona.
Mikołaj nie poddał się. Wychodził u władz zgodę
na paschalny przegląd chórów. W maju 1982 roku przyjechało do Hajnówki dziesięć
zespołów zaproszonych wcześniej i chór - wspaniały - Włodzimierza Wołosiuka z
Lublina. I tak odbyły się pierwsze Dni Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce. Ale
najważniejsze, że przyjechała na koncerty telewizja (zasługa to ks. Jerzego
Szurbaka i Henryka Schillera). Nakręcono godzinną audycję i potem pokazano ją w
programie ogólnopolskim. Jak się okazało, tego nam właśnie było potrzeba. W
następnym roku już nie mieliśmy problemów ze zgromadzeniem chórów. Prawie
wszyscy oglądali występy w telewizji i też chcieli się pokazać. W 1983 roku
przyjechały chóry z dalekich stron Polski. To było zaskoczenie dla hajnowian.
Mogli się przekonać, że prawosławie to nie tylko nasz region. Nie koniec na tym.
W następnych latach zaczęły tu przyjeżdżać chóry z Białorusi, Rosji, Ameryki...
Okazało się, że prawosławni żyją na całym świecie.
Doszło jeszcze do innych "odkryć". W Hajnówce
słuchaliśmy wszystkich ważniejszych chórów akademickich z najważniejszych
uczelni w kraju: Gdańsk, Warszawa, Kraków, Poznań, Wrocław, Bydgoszcz, Słupsk...
Wyszło na to, że nie ma liczącego się ośrodka akademickiego bez muzyki
cerkiewnej w repertuarze chóralnym.
Przyjechał do nas międzyuczelniany chór kościoła
św. Anny, z dyrygentem Januszem Dąbrowskim (jeden z najlepszych chórów
akademickich, występowali na całym świecie). Po występie chórzyści powiedzieli
mi: - Nigdzie nie śpiewaliśmy z takim przejęciem. Dla nas nieważna jest nagroda.
Tutaj modliliśmy się.
Tak też jest z hajnowianami. Niewielu przychodzi
tu z potrzeb artystycznych. Dla większości te koncerty to modlitwa,
nabożeństwo... I bardzo dobrze. Bo przecież muzyka cerkiewna to doksologia
-wychwalanie Boga na podobieństwo anielskich śpiewów.
Michał Bołtryk
wstecz
|