Nr 1 (5), maj 1995r.
BIZANCJUM NA SKRAJU PUSZCZY
By zorganizować międzynarodowy festiwal w małej miejscowości,
która jeszcze pół wieku temu była tylko wsią na skraju Puszczy Białowieskiej, a
do dziś nie ma nawet porządnego hotelu ani kina, trzeba wielkiej pasji i
nieustępliwości. Dyrektor Festiwalu, Mikołaj Buszko, jest człowiekiem z pasją.
Czternaście lat temu inżynier drzewiarz, dyrektor Hajnowskiego Domu Kultury,
organizuje pierwszy przegląd chórów wykonujących muzykę cerkiewną, wówczas
okolicznych, przeważnie wiejskich. Kolejne spotkania przyciągają chóry miejskie
parafialne, akademickie, potem profesjonalne. Kilka lat temu Festiwal nabrał
nowego wymiaru - międzynarodowego. Na hajnowskie spotkania zaczęły trafiać chóry
o najwyższej renomie w świecie.
Nie tak dawno wydawało się, że muzyka cerkiewna stanowi
rozdział raz na zawsze zamknięty. Wprawdzie zawsze tliła się ona w świątyniach,
jako niezbędny element nabożeństwa, ale nie wychodziła poza ich mury.
RENESANS
Przez lata Festiwal Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce był jedyną
tego rodzaju imprezą w świecie. Potem ci, którzy tu przyjeżdżali, zaczęli
przenosić ideę na własny grunt, z różnym skutkiem.
To za sprawą Festiwalu zaczęło się odradzanie chórów w
parafiach, zwłaszcza miejskich. Śpiewa w nich głównie młodzież, nawet dzieci.
Powstają nowe zespoły. Przychodzą ambitni dyrygenci.
Muzykę cerkiewną, co jeszcze kilka lat temu byłoby
ewenementem, włącza do swego repertuaru coraz więcej chórów świeckich -
zwłaszcza akademickich, prezentując ją podczas swoich tournee po krajach głównie
zachodnich. Tam mają wiernych słuchaczy. Dyrygent Cappella Musicae Antiąue
Orientalis z Poznania, Leon Zaborowski, współpracuje z kompozytorem,
prof. Romualdem Twardowskim. W ubiegłym roku w Hajnówce Cappella
zaprezentowała prawykonanie kolejnego utworu muzyki cerkiewnej prof.
Twardowskiego. Na Święta Bożego Narodzenia Leon Zaborowski i jego zespół
przygotował 30 prawosławnych kolęd w opracowaniu Romualda Twardowskiego.
Powstają zespoły świeckie, które zajmują się wyłącznie
wykonywaniem muzyki cerkiewnej.
- Muzyka cerkiewna to ogromny temat - mówi juror XIII
Festiwalu, prof. Wiktor Rowdo, uważany za autorytet świata muzycznego po
wschodniej stronie granicy. - Jedynie na zbadanie jej zasobów potrzeba stuleci.
ŚWIĘTO
- Nasz kalendarz świąt poszerzył się - mówi dyrektor
miejscowego banku Jan Suchodoła. - Przybyło święto przypadające na
ostatni tydzień maja, tydzień festiwalowy.
Wielu hajnowian, spośród których ponad połowa to prawosławni,
bierze w tym czasie urlopy. Przychodzą do cerkwi, by słuchać śpiewów albo
pomagają przy obsłudze Festiwalu.
- Nie zdarzył się jeszcze przypadek "przerzedzonego" wnętrza
cerkwi. Ludzi ciągle przybywa - mówi prof. Romuald Twardowski.
Prof. Twardowski przewodniczy pracom jury niemal od początku
istnienia imprezy.
Ludzie przychodzą, choć w tym czasie trzeba sadzić kapustę i
pielić buraki. Ale jak tu nie przyjść, kiedy to na ich Festiwal jedzie autobusem
przez siedem dni chór z Erewania, a z nim sędziwa dyrygentka, prof. Emma
Caturian. Jak nie posłuchać tego chóru, który wyśpiewuje pierwszą nagrodę -
Ministra Kultury i Sztuki - w swojej kategorii.
- A jak można nie posłuchać śpiewu Greków z Ameryki? Oni tu
przyjechali z Filadelfii i Atlanty, bo w takiej odległości - 1600 kilometrów -
mieszkają od siebie chórzyści. A ich dyrygent lata między nimi kilka razy w
miesiącu, by ćwiczyć, ćwiczyć na najdoskonalszym poziomie. Oni, ci śpiewacy o
absolutnym słuchu, przywieźli tu... muzykę Bizancjum, która istniała przez 1500
lat we wschodniej części Cesarstwa Rzymskiego. To tu, na skraju Puszczy
Białowieskiej, zabrzmiały tony, które tysiąc lat temu tak zachwyciły posłów,
których wysłał książę Włodzimierz z Kijowa do Konstantynopola, szukając skąd
przyjąć chrześcijaństwo, że nie wiedzieli - w niebie już są czy jeszcze na
ziemi.
W Hajnówce też nie wiedziano.
Albo czy można nie przyjść na śpiewy młodych Bułgarów, którzy
wprawdzie nie sięgnęli, tak jak ich koledzy z Ameryki, do archaicznych zapisów
nutowych z III (!) wieku, ale przypomnieli swoim śpiewaniem czasy misji cyrylo -
metodiańskiej.
Hajnowskie świętowanie, tu nazywane nieraz drugą Paschą,
wciąga coraz więcej ludzi.
W Hajnówce spotykam tych, którzy określają siebie jako
nałogowców muzyki cerkiewnej. Od kilku lat przyjeżdża tu z Krakowa Wiesław
Trzpis. I chociaż urodził się w rodzinie katolickiej, niemal od dziecka śpiewa w
cerkiewnych chórach. Dwa lata temu przyjechał na przesłuchania ze swoim chórem -
Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie. Wydał pierwszy tom zapisów nutowych
muzyki cerkiewnej. Zbiera materiały do następnych.
Redaktor Henryk Schiller zetknął się z tą muzyką kilkanaście
lat temu podczas robienia programu do telewizji o Zespole Muzyki Cerkiewnej przy
Warszawskiej Operze Kameralnej. Wtedy spotkał dyrygenta zespołu, ks. Jerzego
Szurbaka, człowieka, jak określa, pełnego żaru i wielkiego serca, nierozdzielnie
związanego z hajnowską imprezą. Potem organizował koncerty w Filharmonii
Narodowej - zawsze przy znakomitej frekwencji. Dziś mówi: - Dla mnie istnieją
dwa światy muzyczne bardzo nieliczne, w których tkwi jakaś substancja duchowa
niemożliwa do zdefiniowania. Ona sprawia, że tej muzyki mogę słuchać zawsze.
Jest to muzyka Chopina i cerkiewna. Do Hajnówki trafiają - dodaje - znakomite
chóry, każdy w swoim stylu.
PRACA
1130 wykonawców - chórzystów i dyrygentów, tworzących 38
zespołów z dwunastu krajów, przyjechało w ubiegłym roku do Hajnówki na Festiwal.
Byli przedstawiciele rządów, jurorzy, dziennikarze (tych ciągle niewielu),
goście.
Chórom trzeba było zorganizować w różnych miastach Polski
dodatkowe koncerty, wszystkich nakarmić, dać dach nad głową - w promieniu 18
kilometrów (w Białowieży) bądź 70 km (w Białymstoku), bo jak wspomniałam, w
Hajnówce nie ma porządnego hotelu.
Codziennie były wydawane kasety z nagraniami przesłuchań
chórów z poprzedniego dnia, wydawano festiwalową gazetę.
Głównym sponsorem imprezy jest Ministerstwo Kultury i Sztuki.
Są i inni sponsorzy - nie za wielu. Dają po 50 tys. zł, najhojniejsi - po
kilkadziesiąt milionów.
Pieniędzy bardzo mało, jak co roku.
Ale Festiwal trwa. Większość pracowników Hajnowskiego Domu
Kultury w czasie tygodnia przesłuchań można spotkać w festiwalowym biurze o
każdej porze, z wyjątkiem kilku godzin nad ranem. Sen okrajają do minimum.
Pomaga im wielu społeczników z Hajnówki i okolic. Biorą urlopy i wożą gości,
pilotują, dbają o wikt, bawią. Nie liczą swego czasu, bywa i pieniędzy.
Społecznicy wyrośli w tej muzyce. Kochają ją. Mogą zrobić dla niej wiele.
OCENY
- Od dwudziestu kilku lat obserwuję jako dziennikarz różne
festiwale muzyczne - mówi Wacław Panek, doradca ministra Kultury i
Sztuki, autor ponad dwudziestu książek muzycznych, juror hajnowskiej imprezy. -
Wszystkie poszły w stronę komercjalizacji, hajnowski zachował istotę festiwalu
muzycznego. Tu przyjeżdżają ludzie dla radości muzykowania. Słuchacze szczelnie
wypełniają sobór Świętej Trójcy.
- Jest to Festiwal, nie chcę używać większych słów, na
europejskim poziomie. Trafia tu wyjątkowo duża ilość zespołów prezentujących
wysoki i bardzo wysoki poziom artystyczny, wykonujących muzykę wywodzącą się z
różnych kręgów kulturowych. Organizacja Festiwalu jest bardzo sprawna i fachowa
- tak napisaliśmy w protokole jury.
- Jednocześnie ten Festiwal i muzyka cerkiewna nie są w ogóle
promowane w telewizji. Dziennikarka z telewizji przygotowuje program na
dwadzieścia minut. A tu jest materiał na kilka programów i to na pierwszorzędnym
poziomie. Warszawskie księgarnie muzyczne nie oferują żadnych nagrań z tego
rodzaju muzyką.
Dopiero ci, którzy spotkali się z hajnowskim Festiwalem,
doceniają jego wagę.
Wiceminister Kultury i Sztuki Michał Jagiełło mówi, że
Rzeczypospolita Polska szanuje wszystkie swoje dzieci, również prawosławnych
Białorusinów, Ukraińców czy Polaków. Wspierając Festiwal, wspiera ich duchowe
życie.
Redaktor Henryk Schiller przypomina, że hajnowskich
konfrontacji muzycznych trzeba strzec jaki źrenicy oka.
Prof. Zbigniew Religia po ubiegłorocznym koncercie
inaugurującym Festiwal stwierdził: - To wspaniałe. Z tą muzyką muszą się spotkać
moi koledzy kardiolodzy z zagranicy, gdy odwiedzą nasz kraj.
DWA SŁONIE
Gdy obserwowałam hajnowską imprezę przypomniała mi się
wypowiedź prof. Jerzego Nowosielskiego. Po otrzymaniu przez niego Nagrody
Wielkiej, poprosiłam profesora o komentarz – jak widzi w Polsce koegzystencję
chrześcijaństwa wschodniego i zachodniego.
Prof. Nowosielski powiedział: - W Polsce widzę styk dwóch
typów ortodoksji chrześcijańskiej, rzymskokatolickiej, która opanowała kulturę
polską od czasów kontrreformacji, usidliła właściwie świadomość duchową i
uczyniła z Kościoła twierdzę zamkniętą. Można jej przeciwstawiać malutkie,
marginalne, ale kulturowo bardzo ukształtowane prawosławie polskie. Malutki słoń
żyje obok dużego słonia. Każdy osobno wykonuje kurtuazyjne gesty. I każdy z tych
typów ortodoksji ma swoje granice przepuszczalności i chłonności na inne idee.
Wszystko, co piszę i robię, zmierza do tego, by z prawosławiem wejść do polskiej
duszy, do środka, a nie pozostawać na marginesie. Chcę zaszczepić bakcyl
prawosławia. Kocham ten kraj i boleję nad tym, że jest on ukształtowany
jednostronnie przez potrydencką mentalność rzymskokatolicką. To jest kalectwo
kultury tego narodu.
Jak dotychczas granice przepuszczalności wobec muzyki
cerkiewnej są w kulturze polskiej dość ostre.
Anna Radziukiewicz
wstecz
|