logo

Nr 1 (36), 24 maja 2011 r.

Od wesela do festiwalu

Było lato i wesele Michała Bajko w Białowieży. — Pamiętam — opowiada dr Włodzimierz Wołosiuk — jak wtedy, na weselu, rozmawialiśmy w małym gronie. Był Mikołaj Buszko, Jan Anchimiuk, pracownik naukowy Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, dziś arcybiskup Jeremiasz, moja żona Julianna, jeszcze inne osoby, które zatarły się w pamięci. Buszko mówił o spotkaniu w Hajnówce chórów cerkiewnych. Jan Anchimiuk zauważył, że to byłaby piękna impreza. Takie odbywały się w latach 1912 i 1913 w diecezji chełmskiej. Podczas tamtych spotkali przeprowadzano warsztaty chóralne i bawiono się.

Po weselu rozmawiano o spotkaniu chórów w domu o. Michała Niegicrewicza, duchownego w Hajnówce.

— Wizja Mikołaja Buszko trochę mnie wtedy rozbawiła — wspomina Włodzimierz Wołosiuk. — Chciał on organizować koncerty na zewnątrz budowanej cerkwi w Hajnówce. A śpiew cerkiewny najlepiej brzmi w świątyni. A poza tym w tamtych czasach, poza Grabarką i Jabłeczną, nasze chóry nie śpiewały na zewnątrz cerkwi. A potem wracaliśmy do Lublina. Moja żona zauważyła: „Mikołaj Buszko to pomysłowy człowiek. Jeśli będzie przychylność władz, może wyjść ciekawa impreza”.

zdjecie

Uczestnicy Festiwalu przy ognisku w Białowieży, 2000 r.

Potem minął rok albo dwa lata i zaproszono Włodzimierza Wołosiuka z jego chórem parafialnym z Lublina do Hajnówki na spotkanie, o którym rozmawiano na weselu Michała Bajko.

— Pamiętam — opowiada Wołosiuk — jak zabiegano o nasz przyjazd. „Bez was impreza może się nic udać” — mówiono. W tamtym czasie lubelski chór prezentował wysoki poziom. Miałem dobrych starszych śpiewaków. Wykonanie półgodzinnego programu muzycznego nie stanowiło dla nas żadnego problemu. Przyjechaliśmy na I Dni Muzyki Cerkiewnej w 1982 roku, w okresie paschalnym. Zapamiętałem nasz koncert w starej cerkiewce. Było w niej dużo ludzi, ciasno, często wycierałem pot z czoła. Pamiętam dobre chóry z Kleszczel i Czyż. Kleszczele zaprezentowały śpiewy cerkiewne, których dotychczas nie znałem. Bardzo urzekł mnie Kanon Paschalny Stiepana Diegtiarowa. Chór doskonale prowadziła pani Anna Kupryciuk. Nagrałem ten śpiew. Po powrocie do domu porównywałem to wykonanie z nutami.

W I Dniach Muzyki Cerkiewnej wzięło udział dziewięć chórów: z Bielska Podlaskiego, Czyż, Dubin, Hajnówki, Klejnik, Kleszczcl, Podbiela, Lublina oraz Zespół Muzyki Cerkiewnej Warszawskiej Opery Kameralnej pod dyrekcją o. Jerzego Szurbaka. Oceniało je jury w składzie: Tadeusz Chachaj, dyrektor Filharmonii Białostockiej. Anna Komorowska i Henryk Schiller z Telewizji Warszawa oraz o. Jerzy Szurbak.

— Po dziś dzień — opowiada Włodzimierz Wołosiuk — moi chórzyści wspominają tamten występ. Potem było spotkanie w domu parafialnym, na które zaprosił nas chór hajnowski. W nagrodę dostaliśmy rzeźbę żubra, dyplom i chyba jakieś pieniądze, które poszły na opłacenie autokaru. Wracając, pamiętam, śpiewaliśmy do samego Lublina.

— Co nam dał hajnowski występ? — zastanawia się dr Wołosiuk. — Mogliśmy poczuć i pokazać swój smak muzyczny. Zaprezentowaliśmy repertuar inny niż na niedzielę do cerkwi. Chórzyści zobaczyli, jak śpiewają inni.

Zwyciężył wtedy chór parafii prawosławnej św. Michała Archanioła w Bielsku Podlaskim.

Chór Włodzimierza Wołosiuka z Lublina zajął pierwsze miejsce w latach 1984 i 1986.

W 1982 roku w chórze parafialnym w Hajnówce śpiewał Jan Suchodoła, bas.

— Jak wyglądał nasz występ na I Dniach Muzyki Cerkiewnej? — zastanawia się pan Jan. — Długo się przygotowywaliśmy. Wiele pracował z nami o. Michał Niegierewicz. W cerkwi podczas występu mieliśmy wielką tremę. Po konkursie w oczach naszego proboszcza, o. Dziewiatowskiego, ujrzałem jednak zadowolenie. On nie był skłonny do uzewnętrzniania uczuć, ale widać było, że jest zadowolony.

Jan Suchodoła, dyrektor oddziału Powszechnego Banku Kredytowego w Hajnówce, śpiewa w chórze cerkiewnym ponad dwadzieścia lat. Na Festiwalu występuje co roku.

— Raz, po drodze — wspomina — miałem poważną chorobę. Od stycznia do marca leżałem w szpitalu. Na Festiwal jednak wyzdrowiałem i wziąłem w nim udział.

Podczas II Dni Muzyki Cerkiewnej w 1983 roku w chórze o. Michała Niegierewicza śpiewali Maria Sapieżyńska i Jan Jakimiuk. Potem już co roku brali udział w Festiwalu.

Maria Sapieżyńska:

— W chórze śpiewałam od dzieciństwa. Najpierw na parafii w Kuraszewie, potem w Hajnówce. Pamiętam tamten pierwszy występ na Dniach Muzyki Cerkiewnej. Było dużo ludzi. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że ta impreza przerodzi się w wielki Festiwal. Z chórem pojechaliśmy potem do Finlandii, Włoch, Związku Radzieckiego. Wyjazd do Finlandii był moją pierwszą podróżą na Zachód. Jeżdżąc z chórem, poznawałam świat. Kto z nas z Hajnówki mógł pojechać wtedy na Zachód?

Jan Jakimiuk:

— Jestem muzycznym samoukiem. W dzieciństwie i młodości grałem na akordeonie i gitarze. O. Michał Niegierewicz zaproponował mi śpiewanie w chórze cerkiewnym. I tak to się zaczęło. Śpiewam tenorem. W 1984 r. byłem solistą podczas wykonywania utworu „Chwalitie imia Gospodnia” Hipolita Iwanowa. Pamiętam do dziś, że przed śpiewem miałem wielką tremę. Wyszło chyba dobrze. Po występie o. Jerzy Szurbak, juror, proponował mi śpiewanie w jego zespole. Nie zdecydowałem się, bo z Hajnówki do Warszawy jest zbyt daleko. Dzięki występom w chórze miałem możliwość pojechać na niedostępny wówczas Zachód, do Finlandii. To było naprawdę coś!

Jan Jakimiuk mówi o sobie: — Jestem weteranem Dni Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce. Przechowuję stare programy tych koncertów, plakaty, foldery. Miło jest, przeglądając te pamiątki, przypomnieć sobie tamten czas...

Do programu I Dni Muzyki Cerkiewnej wstęp napisał o. Jerzy Szurbak. Czytamy w nim: „Dni Muzyki Cerkiewnej, odbywające się w Hajnówce z inicjatywy Hajnowskicgo Domu Kultury, Wojewódzkiego Wydziału Kultury i Sztuki i Wojewódzkiego Domu Kultury w Białymstoku są okazją do zdjęcia „patyny czasu” z utworów klasyki cerkiewnej, powstałych na przestrzeni wieków”.

Rok temu, podczas XIX Festiwalu, o. Jerzy Szurbak podzielił się jednym z wielu wspomnień z długiej historii hajnowskicj imprezy.

— Opowiem taką historię — zaczął. — Dwa lata nie byłem na Festiwalu. Znalazłem się w USA. Gdy zbliżał się maj, cierpiałem z tęsknoty za Hajnówką i atmosferą tej imprezy. W 1990 roku zjawił się w USA Mikołaj Buszko. Szukał chóru, który chciał zaprosić do Hajnówki. Trafił na chór „Cappella”, założony w 1940 roku przez emigrację rosyjską. Jego nazwa nawiązywała do zespołu z carskiej Rosji „Kapełła”, który na początku XX wieku występował z ogromnymi sukcesami na estradach całego świata. Chórem kierował Wiktor Bandurko. Ten amerykański zespół działał podobnie do naszych ukraińskich „Żurawli”. Chórzyści mieszkali w różnych stanach, raz w tygodniu zbierali się na próby w jakimś mieście. Mieli wiele wydanych płyt. Pracowała z nimi nielegalna emigrantka ze Związku Radzieckiego. Wszyscy w tym chórze wiedzieli, gdzie leży Hajnówka. Tuż przed wyjazdem na Festiwal, dyrygentka nagle „zachorowała”. Wiktor Bandurko odnalazł mnie i poprosił, bym ją zastąpił. Zgodziłem się. Zrobiliśmy jedną próbę i polecieliśmy do Polski. Wiktor Bandurko, wchodząc do cerkwi św. Trójcy w Hajnówce, chwycił mnie za rękę i wydał z siebie stłumiony okrzyk: — Czy ja jestem jeszcze na ziemi, czy już w niebie? W kategorii świeckich zespołów amatorskich jego chór zajął drugie miejsce. Amerykanie byli zachwyceni Festiwalem. Koncertowaliśmy jeszcze w Jabłecznej, Białej Podlaskiej, Warszawie, Białymstoku i małej wsi pod Grabarką. Z klubu prasy i książki śpiew chóru „Cappella” niósł się po polach, pastwiskach i łąkach. Mieli tam wielu słuchaczy. To było wspaniałe przeżycie dla nas wszystkich. Ale to jeszcze nie koniec tej przygody. Po występach konkursowych, wieczorem, jak zwykle pojechaliśmy na ognisko w uroczysku „Filipówka” w Puszczy Białowieskiej. Byli na nim też członkowie chóru męskiego „Akafist” z Moskwy, którzy także tego dnia występowali w konkursie. Przy ognisku zaczęły się śpiewy pieśni świeckich. Miałem wrażenie, że „Wieczernij zwon” słyszała cała puszcza. Rosjanie z Moskwy i Ameryki zaczęli wspominać dawne dzieje. Gdzieś koło północy wpadłem na pomysł wspólnego nagrania dwóch chórów: „Cappelli” i „Akafistu”. Andrzej Danilczuk z Radia Białystok powiedział nam, że jest to możliwe. Następnego dnia w cerkwi św. Mikołaja w Białowieży w ciągu godziny nagrałem 40 minut wspaniałej muzyki wspólnego śpiewu chórów. Do dziś mam tę taśmę. Śpiew ten brzmi nie gorzej od śpiewu dońskich Kozaków z chóru Żarowa. Niestety, nie powieliliśmy tego nagrania ani na kasetach, ani na płytach.

Rok temu rozmawiałem też z prof. Aleksandrem Grygorowiczem, który zaprojektował sobór św. Trójcy w Hajnówce, gdzie odbywają się przesłuchania chórów. Pan Aleksander jest profesorem Politechniki Poznańskiej, na Festiwal przyjeżdża od wielu lat.

— Nigdy, w najśmielszych fantazjach, podczas projektowania świątyni — mówił profesor — i nadzorowania jej budowy, nie pomyślałem, że będą tu występowały wspaniałe chóry (nie tylko prawosławne) niemal z całego świata. Jest to dla mnie wielka satysfakcja, którą przeżywam każdego roku. Zawsze myślę przy tej okazji o wielkich zasługach o. Antoniego Dziewiatowskicgo, ówczesnego proboszcza, który doprowadził do optymalnego stanu wnętrze świątyni. A trzeba pamiętać, że dwadzieścia lat temu, gdy wznosiliśmy świątynię, często brakowało najprostszych materiałów.

A w programie I Dni Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce o. Jerzy Szurbak pisał: „Organizatorzy Dni Muzyki Cerkiewnej żywią nadzieję, iż tegoroczna impreza stanie się cykliczną, zaś miejsce prezentacji chórów i wykonywanych utworów przeniesie się do nowej, pięknej cerkwi w Hajnówce”.

Michał Bołtryk
Gazeta Festiwalowa – 2001 r.

 

wstecz


Copyright © Międzynarodowy Festiwal Muzyki Cerkiewnej — Hajnówka 2011