Nr 1 (31), 9 maja 2006 r.

W oczekiwaniu na Mesjasza muzyki cerkiewnej?

„Wszyscy ci -  Wedele, Diektiarowy itd., po swojemu lubili muzykę, ale byli osobami pogrążonymi w pewnej niewiedzy, oni swoimi utworami wyrządzili Rosji wiele zła, tak więc sto lat mało, by tego się pozbyć. Od stolicy do wioski rozbrzmiewa styl Bortniańskiego i proszę! Podoba się publiczności. Potrzebny jest swoisty Mesjasz, który jednym uderzeniem zniszczy wszystko stare i pójdzie nową drogą. (...) Nie myślcie, że mam na uwadze swoje utwory! Ja tylko chciałbym być etapem pośrednim od włoskiego stylu wprowadzonego przez Bortniańskiego, do stylu, który wprowadzi przyszły Mesjasz”.

Tak ukazany tytuł niniejszego felietonu mógłby u wielu czytelników budzić mieszane odczucia. Szybko zatem wyjaśniam, że to oczywiście nie są moje słowa. Kto zatem wypowiedział tak znamienne zdania? Odpowiedź dla niektórych może być pewnym zaskoczeniem. Otóż autorem tak dosadnego stwierdzenia jest Piotr Ilicz Czajkowski. Dobrze wiemy, że ten kompozytor  napisał niewiele utworów cerkiewnych. W jego spuściźnie twórczej znajdziemy przede wszystkim typowe dla II połowy XIX wieku duże formy muzyki świeckiej: opery, symfonie, balety, koncerty itd... Niemniej jednak cerkiewne kompozycje Piotra Czajkowskiego, mimo niewielkiej ich ilości, z pewnością należą do arcydzieł tego gatunku, a tym „etapem pośrednim” wspomnianym przez kompozytora najpewniej jest słynna Liturgia św. Jana Złotoustego op. 41. Zostawmy jednak twórczość tego wielkiego Rosjanina, a przeanalizujmy uważniej cytowane na wstępie jego słowa z perspektywy czasu, który od tamtej chwili upłynął. Nieodparcie nasuwa się spostrzeżenie, że są one poniekąd prorocze. Przecież właśnie minęło już sto lat, a nawet więcej, od czasu ich wypowiedzenia - i co? I dalej „rozbrzmiewa styl Bortniańskiego”, dalej w świątyniach czy na estradach popularne są utwory Wedela, Diektiarowa. Sądzę jednak, że w krytyce twórczości przywołanych tu kompozytorów Piotr Czajkowski był zbyt srogi. Skoro utwory Bortniańskiego, Wedela, Diektiarowa wytrzymały próbę czasu, to świadczy to o ich nieprzemijającej wartości. Z tego chociażby względu i dziś, i w przyszłości powinniśmy, czy to w trakcie nabożeństw w cerkwi, czy to w repertuarach koncertowych zespołów chóralnych, umieszczać kompozycje tych twórców. To samo dotyczy również cerkiewnej twórczości Piotra Czajkowskiego. Zastanówmy się jednak nad drugą częścią wypowiedzi Czajkowskiego dotyczącą zapowiedzi pojawienia się tego swoistego Mesjasza muzyki cerkiewnej. Czy już się narodził i potrafimy dziś jednoznacznie podać jego nazwisko? A może właśnie nasze pokolenie jest świadkiem jego pracy twórczej? Może jednak ciągle jest to „pieśń przyszłości”? Jeśli ktoś sądzi, że w tym felietonie znajdzie odpowiedź na powyższe pytania, to niestety zawiedzie się. Nie odważyłbym się bowiem udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Mogę jedynie pokusić się o pewne rozważania natury ogólnej dotyczące tego problemu.

Pierwsza sprawa, to pytanie – czy nam współczesnym potrzebna jest nowa twórczość w zakresie muzyki cerkiewnej, skoro świetnie posiłkujemy się tym, co nam pozostawiły poprzednie pokolenia? Jedni zdecydowanie odpowiedzą negatywnie i trudno im po części nie przyznać racji. Rzeczywiście, przyzwyczailiśmy się do stylu muzyki cerkiewnej z okresu od II połowy XVIII wieku do początków wieku XX. Tak naprawdę, to styl twórczy kompozytorów przywołanego okresu, dla osób mniej wtajemniczonych w tematykę, stanowi o tzw. specyfice muzyki cerkiewnej. Stąd wynikają pojawiające się często opinie melomanów obecnych na festiwalach muzyki cerkiewnej, a wywodzących się z tzw. zachodniego kręgu kulturowego, że śpiewy cerkiewne są jak „śpiewy aniołów”. Specyficzna modlitewność muzyki cerkiewnej wzrusza docierając do najgłębszych pokładów naszej duszy, to cudowne religijne misterium. Zresztą i nam prawosławnym bardzo bliskie są takie opinie i odczucia. Należy bowiem zwrócić uwagę na duże przywiązanie do tradycji tkwiące w specyfice natury narodów wschodniosłowiańskich. Obiektywnie jednak muzyka cerkiewna pisana w stylu klasycznym, romantycznym i postromantycznym musi wzruszać, musi przywoływać skojarzenia z „chórem aniołów”, bo wynika to ze specyfiki podejścia kompozytorów do materiału muzycznego w tamtych okresach historycznych. Z tego samego powodu wzrusza nas Mozart w swym „Requiem”, w naszych oczach pojawiają się łzy podczas słuchania koncertów fortepianowych Chopina, czy motywu łabędzia w balecie Czajkowskiego. Nie tu jest jednak problem.  Głęboko zakorzeniony tradycjonalizm wschodnich Słowian, w połączeniu z powszechnym, obiektywnie dobrym postrzeganiem muzyki cerkiewnej wspomnianego okresu, przemawia za pozostawieniem tego stanu bez zmian. Nieodparcie jednak przy tym nasuwają się pewne wątpliwości. Po pierwsze – przecież muzyka cerkiewna wcale nie zaczęła się od „rozbrzmiewającego od stolicy do wioski włoskiego stylu Bortniańskiego”. A co z wielowiekową tradycją dawnych „znamiennych raspiewow”? Podobnie  rozumując należy dodać, że śpiewy cerkiewne nie zakończyły się na twórczym ich ujęciu przez Rachmaninowa, Archangielskiego. Co prawda ten argument, przynajmniej w części dotyczącej starej tradycji śpiewów cerkiewnych, jest raczej argumentem przemawiającym na korzyść zwolenników pozostawienia status quo ante. Po drugie – we wspomnianym okresie rozwoju muzyki cerkiewnej jej styl nie był jednolity, podlegał stałej ewolucji. Porównajmy „skrajnych” kompozytorów: z jednej strony Bortniański i Berezowski, z drugiej -  Rachmaninow, Greczaninow. W tym czasie poszukiwanie nowych twórczych rozwiązań stylistycznych dla muzyki cerkiewnej było czymś naturalnym i nieuchronnym, jak nieuchronna jest ewolucja w każdej dziedzinie twórczości. Co prawda nie zawsze nowe widzenie stylu muzyki cerkiewnej od razu spotykało się z akceptacją. Czasami potrzebne były rozstrzygnięcia ... sądowe. Tak przecież było z Liturgią św. Jana Złotoustego Czajkowskiego. Z powodu, jak to stwierdzono, użycia „zachodnich środków stylistycznych”, zabroniono jej wykonywania i cały nakład skonfiskowano. Sprawa znalazła się w sądzie, który ostatecznie zezwolił na rozpowszechnianie tej kompozycji. Może wtedy, w drugiej połowie XIX wieku, propozycja Piotra Czajkowskiego nowego stylu muzyki cerkiewnej, dla niektórych wydawała się zbyt awangardowa. Jednak dziś jest z powodzeniem wykonywana pewnie w każdej cerkwi podczas nabożeństw. W niedzielę w wielu cerkwiach brzmi monumentalne „Swiatyj Boże”, nastrojowe „Miłost’ mira”, czy też „Dostojno jest’”. Ewolucja po prostu jest czymś naturalnym i nieuchronnym. Po trzecie wreszcie – stałe przywiązanie do stylu muzyki cerkiewnej rzeczonego okresu jest też poniekąd implikacją historycznych wydarzeń XX wieku. Mam tu na myśli okres tzw. „władzy radzieckiej”. Nikogo nie trzeba przekonywać, że w tym czasie nie było mowy o dalszym rozwoju muzyki cerkiewnej, o jej dalszej ewolucji. Z tego powodu zapowiadane przez Czajkowskiego pojawienie się Mesjasza muzyki cerkiewnej musiało zostać przesunięte w czasie. Tak naprawdę koniec XX wieku dał szansę na dalszy rozwój muzyki cerkiewnej. Tu dochodzimy do sedna twierdzącej odpowiedzi na postawione na wstępie pytanie. Nam współczesnym jest potrzebna nowa twórczość w zakresie muzyki cerkiewnej, bo w ujęciu obiektywnym jest to i tak nieuchronne. Zmieniające się społeczeństwo, czy tego chcemy czy nie, będzie potrzebować nowego muzycznego podejścia do modlitwy, bo przecież muzyka cerkiewna, to śpiewana modlitwa. Powszechna informatyzacja społeczeństwa, globalizacja życia, to zjawiska, od których nie uciekniemy. Pośrednio to też będzie oddziaływać na współczesnych kompozytorów, chcących wypowiedzieć się w muzyce cerkiewnej, oczywiście w silnym połączeniu z tradycją w tym względzie. To chyba jest jakby podpowiedź dla twórców. Twórzcie nowe dzieła cerkiewne oszczędnie wykorzystując współczesne środki kompozytorskie, a  w większej mierze korzystajcie z tradycyjnego widzenia tej muzyki.

Snując powyższe rozważania można teraz spróbować odnieść się do drugiego problemu – w jakim kierunku zmierzają pojawiające się nowe kompozycje cerkiewne? Można tu zauważyć przynajmniej dwa nurty. Pierwszy, to typowa stylizacja utworów cerkiewnych. Z założenia zatem takie utwory nigdy nie pojawią się na liturgii w cerkwi. Oprócz utworów a cappella znaczące miejsce w tym nurcie zajmuje muzyka wokalno – instrumentalna. Tu mogą pojawiać się nawet postawy protestu wobec wprowadzania struktury instrumentalnej, przecież całkowicie obcej w tradycji cerkiewnej. Protesty takie nie mają jednak uzasadnienia. Artyści bowiem w pracach stylizacyjnych posiadają dużą swobodę twórczą. Oczywiście ten nurt może zaistnieć tylko na estradach koncertowych. Zatem jego obszar oddziaływania jest poniekąd zawężony. Czy zatem jest nam potrzebny i wart większego zainteresowania? Ależ oczywiście, że tak. Myślę, że największą wartością tego typu twórczości, oprócz artystycznej, jest funkcja upowszechnieniowa. Przecież w latach głębokiego komunizmu pojawienie się słynnej „Jutrzni” mistrza Krzysztofa Pendereckiego było jakże wspaniałym pokazaniem światu kultury prawosławnego Wschodu. Kiedy na Wschodzie zabraniano swobodnego  kultywowania wiary prawosławnej, wspomniane dzieło Pendereckiego zwracało uwagę na olbrzymie dziedzictwo kulturowe wschodnich Słowian. Po wysłuchaniu takich stylizowanych utworów jakże wiele osób, zaintrygowanych pięknem stylizowanych motywów, postanowiło sięgnąć do oryginału, do pierwowzoru, czyli do cerkiewnej muzyki liturgicznej. Chociażby z tego powodu ten nurt jest ważny i stale potrzebny. Cóż – jego mankamentem jest, wcześniej wspomniana, niemożliwość zaistnienia na liturgii w cerkwi i tym samym brak oddziaływania na ewolucję liturgicznych śpiewów cerkiewnych. Tu właśnie jest miejsce dla drugiego nurtu współczesnej twórczości w zakresie muzyki cerkiewnej. Coraz odważniej pojawiają się nowe kompozycje, które mogą również zabrzmieć nie tylko na estradzie koncertowej, ale i w cerkwi na nabożeństwie. Spełniają one, jak sądzę, najważniejsze kryterium – posiadają liturgiczny, niezmieniony tekst i są utworami a cappella. Dla mnie osobiście ten nurt jest ciekawszy i ważniejszy. Jeśli kompozytor odpowiednio dobierze język wypowiedzi muzycznej, to z powodzeniem taki nowy utwór może na stałe wejść do repertuaru parafialnych chórów cerkiewnych i tym samym powoli zacznie wypierać kompozycje starszych mistrzów. W dorobku współczesnych kompozytorów już można znaleźć takie utwory. Mam tu na myśli niektóre kompozycje Romualda Twardowskiego, Arvo Pärta, Łesi Dyczko i innych. Pierwszy wymieniony kompozytor, to w zasadzie już klasyk nowego widzenia muzyki cerkiewnej. Jego kompozycje świetnie spełniają kryteria zaistnienia na liturgii w cerkwi. W elementach harmoniczno – rytmicznych i melodycznych są one połączeniem tradycji XIX wiecznej klasycznej twórczości cerkiewnej i współczesnego języka muzycznej wypowiedzi. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich kompozycji tego artysty. Słynne już „Alliłuja” czy „Hosanna”, to oczywiste stylizacje, ale „Chwalitie imia Gospodnie” czy „Woskresienije Christowo” z powodzeniem może zabrzmieć na nabożeństwie w cerkwi. Ciekawy styl twórczy można dostrzec w utworach ukraińskiej kompozytorki Łesi Dyczko, która w poszukiwaniu swojego oryginalnego stylu sięgnęła głębiej. Jej propozycja stylistyczna, to próba połączenia dawnych „raspiewow” ze współczesnym językiem wypowiedzi, jednak również bazujący na tonalności dur – moll. Przykładem jest chociażby przepiękna pieśń „Sława Otciu i Synu”. Ta pieśń też może zabrzmieć na liturgii, ale jednak są w tym przypadku, jak i innych wcześniej przytoczonych, pewne ograniczenia. Chodzi tu o poziom trudności technicznych stojących przed chórem parafialnym. Z tego powodu niestety wiele nowych kompozycji nigdy nie trafi do niektórych świątyń. Może to też jest pewna podpowiedź skierowana w stronę twórców. Warto zatem tworząc nowe kompozycje używać jak najprostszego języka muzycznego, oczywiście na tyle prostego, by nie zatracić piękna nowych kompozycji. Może jednak problem jest gdzie indziej? Może trzeba kłaść większy nacisk na rozwój warsztatu wykonawczego naszych chórów? Zapewne i w tej kwestii rozwiązania należy szukać w „złotym środku” problemu.

Pytanie postawione w tytule niniejszego felietonu, po powyższych rozważaniach, nie znalazło jednoznacznej odpowiedzi. Tak naprawdę, to przyszłe pokolenia, patrząc z perspektywy historycznej, będą w stanie ocenić nową twórczość w zakresie muzyki cerkiewnej. Dopiero w przyszłości być może uda się podać nazwisko zapowiadanego przez Piotra Czajkowskiego Mesjasza muzyki cerkiewnej. Zapewne w takim rozumieniu sprawy, podobnie jak to było z prawdziwym Mesjaszem narodów, bardziej powinniśmy polegać na wierze, czyli naszym odczuwaniu piękna muzyki, niż na „szkiełku i oku”, czyli opiniach i sądach muzyków, co z pokorą stwierdza niżej podpisany.

 Jan Połowianiuk

 

wstecz
 

Copyright © Międzynarodowy Festiwal Muzyki Cerkiewnej — Hajnówka 2004