Nr 1 (31), 9 maja 2006 r.
Inny świat
Inny świat. Tak, to na pewno był inny, jakby lepszy świat.
Olśniewający kolorami, migoczący ognikami świec, pachnący kadzidłem.
Prawdziwy pałac.
W święta Bożego Narodzenia woń kadzidła mieszała się z zapachem naftaliny.
Tak pachniały trzymane długo w szafie na specjalne okazje ubrania - taką
okazją na pewno było Narodzenie Pana, a potem święto Wielkiej Nocy. Wtedy
każdy ubierał się odświętnie, bo przecież Chrystus rodzi się tylko w tę
jedną noc w roku. I zmartwychwstaje też tylko raz. Ale to nie zapach i nie
kolor były tu najważniejsze. Tym, co najintensywniej oddziaływało na
wrażliwą dziecięcą duszę był śpiew. Wszystko inne, choć takie niezbędne i
nieodłączne, wydawało się być tylko jego uzupełnieniem. Anielska muzyka
wyzwalała w duszy coś takiego ... Zupełnie niemożliwe do opisania
uczucia...
Nad wszystkim górowały dostojne postacie patrzące na
ludzi z każdej strony. Poważne i trochę nierzeczywiste, również zdawały się
śpiewać. To był śpiew całkiem inny od tego towarzyszącego świątecznym
„gościnom", albo wieczornym spotkaniom na przydomowych ławkach. Zupełnie
odróżniający się od wyuczonych później w szkole melodii. Ten sprawiał, że
na kilka godzin znikał czas i cały świat istniejący poza pięknym pałacem.
Dlatego ważny i ekscytujący był już sam moment, gdy Julian Buszko wyciągał
rower - „balonówę" i wiózł na nim małego syna Mikołaja do Cerkwi.
I to był początek fascynacji, miłości na całe życie. A jednocześnie
początek przyszłego festiwalu.
PAN SZURBAK
Jednak czasy wyjątkowo mało
sprzyjały praktykom religijnym. Socjalistyczne władze dbały o odpowiednią
inwigilację wszystkich Kościołów. Polska Cerkiew, jako lokalna i skupiająca
mniejszości wyznaniowej, była dodatkowo w gorszej sytuacji niż
Kościół Rzymskokatolicki. Brakowało jej charyzmatycznych osobowości i
nie mogła oczekiwać żadnego wsparcia od bardziej utożsamianego z
prawosławiem Wschodu - w ówczesnym Związku Radzieckim wykazywano wyjątkową
inicjatywę w niszczeniu wszelkich przejawów religijności.
Wszystko razem sprawiało, że mimo dużej ilości wyznawców
prawosławia, podlaskie cerkiewki nie przyciągały tłumów. Świątynie
zapełniały się jedynie przy okazji większych świąt i przeważnie ludźmi
starszymi. Młodzież się do nich nie garnęła. Chóry się starzały, a przecież
bez nich misterium prawosławnej Liturgii byłoby niemożliwe... A chóry,
które miałyby wykonywać muzykę cerkiewną poza murami świątyni prawosławnej?
W innych kościołach i filharmoniach? Chyba nikt o nich wtedy nawet nie
myślał.
W
1972 roku przyleciała pierwsza jaskółka zwiastująca odmianę.
Niespodziewanie ze stolicy wyszedł profesjonalny chór, który nie dość, że
wykonywał właśnie muzykę cerkiewną, to w dodatku skupiał ludzi różnych
wyznań. Prawosławni z luteranami, katolicy z Żydami wspólnie sławili
Najwyższego. Był to Zespół Muzyki Cerkiewnej prowadzony przez ks. Jerzego Szurbaka.
Dla Mikołaja Buszko był to wówczas pan Szurbak.
PŁYTOTEKA Z ZSRR
Jednocześnie, przez cały czas, mimo takiej a nie innej ideologii, w
księgarniach można było dostać czarne analogowe płyty z nagraniami muzyki
cerkiewnej. Płyty zupełnie niedostępne w kraju produkcji, a eksportowane na
Zachód ze ... Związku Radzieckiego. Trafiały one już do Polski, bo i ona we
wschodniej świadomości stanowiła przedsionek Zachodu. Ich kolekcja
powiększała się również na półce Mikołaja Buszko.
Ale najważniejszym okazał się wydany przez Chór Polskiego Radia we Wrocławiu
dwupłytowy album „Całonocne czuwanie" Sergiusza Rachmaninowa. Zakupiony
podczas chwili oczekiwania na autobus z Białegostoku do Hajnówki, stanowił
wówczas w umyśle młodego człowieka szczyty. Nie spodziewał się, że już
niedługo sam będzie kreował świat muzyki cerkiewnej. I że będzie to czynił w
gronie - wydawałoby się wówczas - nieosiągalnych osób: znakomitego dyrygenta
Stanisława Krukowskiego, czy cieszącego się już wtedy znaczną sławą
„pana" Szurbaka.
To był koniec lat 70.
Idea zaczęła kiełkować i już nie opuściła Mikołaja
Buszko, który w tamtym czasie kierował Hajnowskim Domem Kultury.
NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWYM
Choć działania zmierzające w kierunku organizacji festiwalu
podejmowano już wcześniej, to oficjalną zgodę na realizację
przedsięwzięcia uzyskano dopiero dzięki udanym obchodom ... rocznicy
Rewolucji Październikowej. Hajnowski Dom Kultury zajmował się wówczas
stroną artystyczną tej uroczystości. Do prowincjonalnej placówki udało się
wtedy zaprosić znakomity Zespół Pieśni i Tańca Uniwersytetu Marii Curie -
Skłodowskiej w Lublinie. Był to nie lada wyczyn. Zadowolone władze nie mogły
powiedzieć „nie" propozycji dyrektora HDK.
Już wcześniej Mikołaj Buszko udał się ze swoim pomysłem do ówczesnego
proboszcza sąsiadującej z domem kultury cerkwi - ks. Antoniego Dziewiatowskiego. Tu rozmowa była krótka - ks. A. Dziewiatowski, bardzo
ucieszony pomysłem, skierował go do swego młodego wikarego, prowadzącego
chór ks. Michała Niegierewicza.
Wcześniej również wysłano zaproszenie do Warszawy: „Sz. P. Jerzy Szurbak: W
związku z organizacją przez Hajnowski Dom Kultury w Hajnówce Dni Muzyki
Cerkiewnej uprzejmie prosimy Pana o przyjazd do Hajnówki 19 i 20.10. 1981 r.
celem konsultacji i pomocy w uzgodnieniu spraw merytorycznych związanych
z w/w imprezą". Pan Szurbak oczywiście przyjechał i tak już przez wszystkie
następne lata przy festiwalu pozostał.
Na razie jednak podczas wspólnego z Mikołajem Buszko i ks. Michałem Niegierewiczem spotkania udało się ustalić regulamin i scenariusz przyszłych
Dni Muzyki Cerkiewnej - gdyż tak miała się nazywać impreza.
Następnie Mikołaj Buszko, wraz z ks. M. Niegierewiczem, rozpoczęli starania
o pozyskanie dla idei chórów. Służbową nysą HDK odwiedzili wtedy niemal
wszystkie parafie powiatu hajnowskiego i bielskiego, ale udało się zebrać
jedynie dziewięć chórów parafialnych, które obiecały przyjazd do Hajnówki.
Przygotowania obnażyły sytuację zespołów cerkiewnych.
Zgodnie z początkowym zamysłem impreza miała się odbyć w styczniu 1982
roku, w okresie bożonarodzeniowym. Przeszkodził temu ogłoszony miesiąc
wcześniej stan wojenny. Wydawałoby się, że wszystko jest stracone, jednak
Mikołaj Buszko, nie tracąc głowy, szybko wysłał do zaproszonych wcześniej
chórów, osób i instytucji list, w którym tłumaczył, że „impreza została
czasowo zawieszona". Niemało wysiłku kosztowało później przekonanie władz,
by impreza jednak mogła się odbyć, ale ostatecznie się udało.
KONTRREWOLUCJONIŚCI?
I Dni Muzyki Cerkiewnej - Hajnówka trwały od 13 do 16 maja 1982 roku. W
niewielkiej, drewnianej cerkiewce, będącej niegdyś budynkiem nadleśnictwa,
zaśpiewało osiem chórów z Białostocczyzny i jeden z Lublina. Przegląd chórów
parafialnych uświetnił występ Zespołu Muzyki Cerkiewnej ks. Jerzego Szurbaka.
Całe przedsięwzięcie okazało się sensacją. Świecka instytucja organizująca
imprezę we współpracy z Cerkwią? To wydawało się wręcz niemożliwe!
Poza tym już I Dni zostały nagłośnione przez media. Szokiem było, że coś,
co jest negowane i tłamszone przez całe dziesięciolecia, może być tak
piękne.
Taki obrót sprawy nie spodobał się niektórym środowiskom. Jeszcze podczas
stanu wojennego, a przed organizowanymi właśnie II DMC, w sali Komitetu
Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Hajnówce została
zwołana konferencja. Zaproszony aktyw miał wysłuchać, między innymi,
referatu zatytułowanego „Walka ideologiczna we współczesnym świecie".
Zgodnie z odczytem „ewidentnym przykładem walki ideologicznej i
kontrrewolucyjnej we współczesnym świecie były I Dni Muzyki Cerkiewnej, a
także są organizowane II DMC".
Takie słowa brzmiały
wówczas niczym wyrok. Mogły oznaczać utratę pracy, ostracyzm społeczny, a na
pewno stawiały pod wielkim znakiem zapytania być albo nie być Dni Muzyki
Cerkiewnej.
Oczy wszystkich
zebranych na sali skierowały się w stronę obecnego tam Mikołaja Buszko. Ten
jednak, ostrzeżony już wcześniej przed taką sytuacją, miał przygotowaną
odpowiedź: „Nasz festiwal jest imprezą całkowicie świecką, jedynie promującą
muzykę cerkiewną. Dlaczego podobne festiwale w Gdańsku Oliwie, czy Kamieniu
Pomorskim dostają nagrody, a my tutaj jesteśmy uważani za czynnik wrogi
socjalizmowi? Tam również wykonuje się muzykę kościoła". A wyjąwszy po
chwili kilka płyt z muzyką cerkiewną wydanych w ZSRR dodał: „To wydają nasi
towarzysze, a oni przecież najlepiej wiedzą, co jest kontrrewolucyjne, a co
nie".
Na taki argument prelegent nie ośmielił się odpowiedzieć.
II Dni Muzyki Cerkiewnej mogły się odbyć, choć oczywiście nie oznaczało to
końca działań władz, wciąż bacznie przyglądających się organizatorom.
PRAWOSŁAWIE TO NIE TYLKO BIAŁOSTOCCZYZNA?
Mimo rozmaitych
trudności, impreza ciągle się rozwijała. Każdy rok, każda kolejna edycja
stanowiły jakiś przełom. I tak już II Dni przyciągnęły do Hajnówki chóry z
całej Polski. Na kolejne zaczęły przyjeżdżać zespoły z zarówno bliskiej
zagranicy - Finlandii, Rosji, Białorusi, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii,
jak i tej bardzo dalekiej - Stanów Zjednoczonych, Korei, Indii, Ugandy,
Egiptu czy Kenii. Stanowiło to kolejne zaskoczenie - okazało się, że
prawosławni zamieszkują nawet egzotyczne afrykańskie, azjatyckie i
amerykańskie kraje. Że ich świat nie kończy się na Rosji i jej republikach.
Ciągłe rozszerzanie
zasięgu, stopniowe zdobywanie coraz to nowych obszarów geograficznych, miało
swe odbicie w nazwie imprezy - choć ta zdecydowanie nie nadążała za
rozwojem. Do roku 1987 nosiła nazwę Dni Muzyki Cerkiewnej, rok później
zyskała przydomek „Ogólnopolskie", natomiast od 1991 roku została
Międzynarodowym Festiwalem Muzyki Cerkiewnej.
Zmiany przebiegały
oczywiście na wszystkich płaszczyznach festiwalowego życia.
W 1983 roku nastąpiła
„przeprowadzka" imprezy. Wielką radość - organizatorom, występującym chórom
i odwiedzającym słuchaczom - sprawiły pierwsze wykonania muzyki w nowo
wybudowanym, jeszcze pachnącym nowością Soborze p.w. Św. Trójcy. Świątynia,
która wyrosła obok dawnej, drewnianej, prezentowała się naprawdę
imponująco. Jej ogromna bryła, pofalowana i harmonijna, mogła gościć
podczas przesłuchań niemal wszystkich spragnionych obcowania z metafizyką
śpiewu cerkiewnego. Niemal, gdyż coraz częściej zdarzały się takie dni
przesłuchań, gdy i tego miejsca zaczęło brakować. Goście z Polski i całego
świata przyjeżdżali do Hajnówki coraz liczniej.
Tego samego roku
festiwalem „zaraził się" wybitny polski kompozytor, Romuald Twardowski.
Jego uczestnictwo poważnie podnosiło prestiż imprezy, a w trakcie samej
organizacji niejednokrotnie „otwierało drzwi" do innych znakomitości. Od
tamtej pory twórca stale towarzyszy festiwalowi, tradycyjnie już
przewodnicząc jury. Po latach tej przyjaźni, spisując wspomnienia, poczynił
wyznanie: „ten najpiękniejszy na świecie festiwal dał i daje mi nadal
jedyne w swoim rodzaju przeżycia: tu dopiero, na skraju Puszczy
Białowieskiej, poznałem prawdziwe piękno śpiewu chóralnego".
W międzyczasie do
wydarzenia głównego - koncertów festiwalowych - zaczęły dołączać imprezy
towarzyszące. Jako pierwsza, również podczas III Dni Muzyki Cerkiewnej,
pojawiła się wystawa haftów i gobelinów ludowych. Potem prezentowano
malarstwo, rzeźby, szaty liturgiczne ... Nieodłączną tradycją stały się też
wieczorne ogniska w Puszczy Białowieskiej, nazywane „leśnym echem" MFMC.
Stałym miejscem spotkań była Filipówka - miejsce, które niegdyś odwiedził
książę angielski Filip. Tu dopiero, po wspólnym pieczeniu kiełbasek,
zaczynały się naprawdę chóralne, gremialne śpiewy oraz tańce. Pieśni
narodowe przeplatały się z religijnymi. A że umiarkowany polski klimat
przyjmował w Puszczy wszystkie kontynenty, zdarzały się czasem
sytuacje zabawne. Jak wtedy, gdy na wspólnym ognisku bawili Białorusini i
Afrykańczycy. Jedni w koszulkach z krótkim rękawem, a drudzy w szalikach i
rękawiczkach...
Jako imprezy towarzyszące, koncerty muzyki cerkiewnej
zagościły również w innych miastach - najpierw w Warszawie i Krakowie,
później w kolejnych: Świdnicy, Wrocławiu, Częstochowie, wszędzie ciesząc się
ogromną popularnością.
CHÓRY MŁODNIEJĄ
Ale najważniejsza w tym
wszystkim była rola, jaką festiwal odegrał w popularyzacji i rozwoju muzyki
cerkiewnej. Po pierwsze: sprawił, że starzejące się chóry zaczęły młodnieć
i reprezentowały coraz wyższy poziom artystyczny. Powstawały nowe. Do ich
repertuarów systematycznie zakradały się i zadomawiały wciąż ambitniejsze
utwory. Po drugie: muzyka cerkiewna mogła wyjść z cienia, ukazać się w
całej krasie i blasku, rozkochując w sobie ludzi, którzy do tej pory jej nie
znali, bądź znali słabo - bez względu na wyznanie i narodowość. Sprawiono,
że na jednej scenie brzmiały obok siebie prawosławne pieśni śpiewane po
szwedzku, bułgarsku, ukraińsku i w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Z
mroków zapomnienia wydobyto nie wykonywane od tysiąclecia dzieła.
Rola festiwalu była nie
do przecenienia - swoim istnieniem rozpoczął prawdziwy renesans muzyki
cerkiewnej.
PRZEPROWADZKA
I tak hajnowski
festiwal przetrwał z powodzeniem peerelowskie zawieruchy, a później przełom
1989 roku. Najpoważniejszy kryzys przyszedł później, w roku 1998. Po
wyborach i zmianach personalnych w hajnowskim środowisku samorządowym oraz
objęciu stanowiska metropolity przez dotychczasowego arcybiskupa diecezji
białostocko - gdańskiej, Sawę, wokół festiwalu pojawiło się wiele
nieporozumień. Ich ostatecznym efektem była kolejna „przeprowadzka" imprezy
- tym razem mniej przyjemna, gdyż musiała się ona wyprowadzić z rodzinnego
miasta.
Od 2002 roku
Międzynarodowy Festiwal Muzyki Cerkiewnej - Hajnówka zaczął życie na nowo w
stolicy województwa, Białymstoku. Zmiana, jak każda, przyniosła zarówno
pozytywne, jak i negatywne rezultaty. Żal było opuszczać wnętrze świątyni,
w której śpiew w sposób naturalny współgrał z ikonostasem i polichromią,
jednak z drugiej strony pozwoliło to na wykonanie dzieł, które nigdy nie
mogłyby zabrzmieć w świątyni prawosławnej oraz - co najważniejsze -
zachowanie dotychczasowej, otwartej na wszystkie wyznania i kultury
formuły. Dzięki zachowaniu niezależności prawosławny z grekokatolikiem,
czy katolik z protestantem nadal mogą podczas festiwalu wspólnie sławić
Pana.
wstecz
|