Nr 2 (29), 30 maja 2004 r.
Powiedzieli dla „Gazety Festiwalowej”...
— Oto i spełniło się tytułowe przesłanie Festiwalu: utwory
angloceltyckiego kompozytora w rosyjskim wykonaniu...
Prof. R. Twardowski: Kiedy w ubiegłym roku dyrektor
Buszko zdradził mi pomysł uczczenia 60. urodzin kompozytora Johna Tavenera,
uznałem, że jest to pomysł godny rozważenia. Przedsięwzięcie dosyć ryzykowne,
ale — dla prestiżu Festiwalu — rzecz bardzo korzystna. Idąc do Filharmonii byłem
pełen wątpliwości, czy twórczość mało znanego w Polsce Tavenera przyciągnie
odpowiednią ilość słuchaczy.
— Aż takie obawy?
— Aż takie miałem obawy. Obawiałem się nieco pustawej sali.
Tymczasem, ku memu zaskoczeniu, była ona szczelnie wypełniona. Publiczności było
nawet więcej niż podczas otwarcia.
— No, a synteza? Celtycki kompozytor, rosyjskie
wykonanie...
— A to są już sprawy artystyczne. Kultury wzajemnie się
przenikają. Okazuje się, że kultura Wschodu może tak silnie na człowieka
oddziaływać, w tym przypadku Anglika, że zmienia on swoją duchowość. Porzuca to,
w czym wyrósł (kultura Kościoła Anglikańskiego) i przechodzi na stronę
Bizancjum, bowiem z niego wywodzi się muzyka, którą usłyszeliśmy. To stąd
wszystkie te stojące głosy, a na ich tle różnorodne ewolucje melodyczne...
Tavener pisze po angielsku, ale zrobił wszak jeden wyjątek. Jest to utwór
„Święty Boże”, który napisał dla naszego gościa i członka jury, Mikoły Godbycza.
To ten utwór z wiolonczelą, właściwie najciekawszy, w którym wystąpiły znowu te
instrumenty ku niezadowoleniu konserwatywnej części publiczności. To wytworzyło
niezwykle piękny efekt, rodzaj dialogu pomiędzy solowym instrumentem i chórem.
To bardzo oryginalny pomysł... Publiczność w bardzo wrażliwy sposób odbierała
ten raczej trudny i pozbawiony efekciarstwa program.
wstecz
|