Nr 2 (29), 30 maja 2004 r.
Powiedzieli dla „Gazety Festiwalowej”...
— Jak to w końcu jest z obecnością instrumentów
w „Liturgii...”, której wysłuchaliśmy w Koncercie Inauguracyjnym?
Prof. R. Twardowski: Jeśli ktoś się instrumentom
przeciwstawia, to demonstruje rodzaj zacofania, które zawsze było, hamowało
rozwój i przeciwstawiało się wszelkim nowinkom. Proces ten trwa od kilkuset lat
i jest szeroko znany. Zacofanie to nieustannie deptało po piętach Czajkowskiemu
i Rachmaninowowi. Również Greczaninow popadł w konflikt z hierarchią prawosławną
z powodu swojej opery „Siostra Marta” tylko dlatego, że bohaterką tytułową była
zakonnica. No i co z tego? Ale była to postać bardzo pozytywna. Ja apeluję do
wszystkich ludzi światłych, aby nie słuchali oni głosów typu, „że coś jest do
przyjęcia w muzyce prawosławnej”, a coś nie jest.
Greczaninow tworzył swoją Liturgię... w dwóch etapach.
Naszkicował ją w 1918 roku na zupełnie inną obsadę — głoś żeński, fortepian plus
coś tam jeszcze... Dopiero w 1943 r. nadał jej tą formę, którą usłyszeliśmy
w Koncercie Inauguracyjnym. Greczaninow był kompozytorem ekumenicznie
nastawionym, jest m.in. autorem mszy łacińskiej wykonanej niedawno z powodzeniem
w Moskwie. Być może utwór ten dotrze i do nas. Zobaczymy. Są to próby zasypania
przepaści pomiędzy muzyką tradycyjną, brzmiąca a capella, a muzyką zachodnią,
w której obecność instrumentów jest dopuszczalna.
— Czy Festiwal dryfuje w kierunku muzyki klasycznej
podszytej wschodnią tradycją sakralną?
— „Klasyczne” to nie jest właściwe określenie. Wszystko co
się tu odbywa jest klasyczne. Należałoby raczej powiedzieć, że Festiwal dryfuje
w kierunku zbliżenia dwóch kultur muzycznych — Wschodu i Zachodu. To może okazać
się bardzo pożyteczne i pouczające...
wstecz
|