Nr1(26) z 20 maja 2003 r.
Fundacja „Muzyki Cerkiewnej” nie może pozostać osamotniona
Radość i przykrość w jednym stoją domu, radość na górze,
przykrość na dole, radość nikomu nie wadzi (z pozoru), przykrość z radości
wyczynia swawole... Nazbyt to deprymująca parafraza, by ją kontynuować. Gwoli
ścisłości tylko dodam, że ten dom to hajnowska świątynia muzyki i lasu.
Do Hajnówki zaglądałem jeszcze przed wojną. Jako dziecko
przyjeżdżałem tu z Narewki i Wołkowyska. Mrowiło się wokół puszczy od moich
krewniaków i powinowatych, a i dziś jeszcze tu ich niemało. Rodzice byli
puszczańscy, po wojnie starszy brat przerabiał tu drewno, a młodsi stryjeczni
startowali stąd w świat sztuki. Jeden z nich osiadł tu na stałe i maluje
puszczę, a jego katolicka żona pisze prawosławne ikony. Drugi w Białymstoku
buduje cerkwie. Ostatnio współtworzył także tę w Hajnówce, przy cmentarzu.
Do tamtej starszej (to już ćwierć wieku wkrótce minie) p.w.
Świętej Trójcy, zaglądam od chwili jej cudownego wzniesienia. To istny cud
właśnie móc zbudować tak niebiańską dla ludzi świątynię i wypełnić ją „muzyką
sfer". A palec Boży i w tym także, że to wtedy właśnie inna „trójca", choć nie w
pełni święta, lecz z pewnością nawiedzona — dyrektor Buszko, ks. Szurbak, i ks.
Niegierewicz — podjęła próbę wyprowadzenia muzyki cerkiewnej na rozległą
przestrzeń społecznej kultury. I udało się. Jakże się udało, skoro przez
następnych dwadzieścia lat Hajnówka stała się światowej sławy głosem pięknego
prawosławia. Podkreślam estetyczną wartość religii, ponieważ istnieje także jej
licha odmiana. Jej odnogi mącą czysty strumień wiary, a to, co się stało
ostatnio w Hajnówce jest tego brzydkim przykładem. Zawsze jest łatwiej zniszczyć
niż zbudować. Kościół o tym wie dobrze, ale jakże często zapomina w pysze swojej
władzy.
Kiedy druga połowa XX w. przyniosła gwałtowny wzrost
popularności muzyki cerkiewnej, gdy odłączywszy się od szeroko rozumianej muzyki
sakralnej, a więc wyzbywszy się pomocy instrumentalnej stała się ona żywą i
komunikatywną częścią (psalmy) liturgii prawosławnej, mogła już wyodrębnić się
jako sztuka samoswoja, powszechna i uniwersalna. Mogła opuścić dostojne mury
świątyni i wypłynąć — jak ikona i modlitwa w procesji - ku innym miejscom
uniesienia, pod inne dachy, pod otwarte niebo.
W ten sposób cała Cerkiew się otwierała i zyskiwała
przyjaciół niejako poza granicą uświęcenia. Wyrafinowana sztuka głosu swobodniej
docierała do boskich przestworzy, a ludzie żywiej i jawniej cieszyli się swoim w
niej udziałem. Wielkość tej filozofii otwarcia polega na tym, że tak
uczłowieczona muzyka nie łamała żadnych tradycji i rygorów, pozostając w kanonie
jak dorastające dziecko przy matce. Nie wolno go było wylewać z kąpielą.
A jednak wylano. Ambicje władania okazały się silniejsze niż
sztuka. Małość zwyciężyła wielkość, zdarzają się takie paradoksy. Ale takie
zwycięstwa nie bywają trwałe. Trzeba wierzyć, że instytucjonalna Cerkiew
zrezygnuje ze swoich zapędów organizatorskich i nie zechce uwięzić się na dobre
w prowincjonalnej pętli. Wprawdzie prof. Romuald Twardowski, dyrektor Mikołaj
Buszko i niektórzy inni organizatorzy Międzynarodowego Festiwalu Muzyki
Cerkiewnej, którzy już ponad dwadzieścia lat oddają siły, talent i serce jego
duchowej w skali światowej wielkości, są gotowi przywrócić jego sławę w innym
miejscu, przenosząc się z Hajnówki do Białegostoku, to nie sądzę, aby to była
droga prawdziwego ocalenia. Świadomość wymuszenia takiej decyzji będzie
towarzyszyła Festiwalowi niczym choroba, której patologiczny sens będzie drażnił
wrażliwość wielu ludzi. „Wypędzenie" z cerkwi, z Hajnówki, ze świątyni lasu
odbywa się na oczach coraz bardziej skonsternowanej publiczności, która nie może
zrozumieć, dlaczego z takim uporem Kościół Prawosławny pozbywa się swojego
ekumenicznego piękna. W ubiegłym roku podczas inauguracji Festiwalu Mikołaj
Buszko mówił o „oczywistym nieporozumieniu" i powiadamiał aż nas, że swoje
błogosławieństwo imprezie przesyła patriarcha Konstantynopola, ale nie
metropolita z Warszawy. „Nie rozumiem metropolity Sawy - mówił w wywiadzie dla
„Kuriera Porannego" zadziwiony pisarz Sokrat Janowicz. Zadziwienie to staje się
coraz powszechniejsze. Fundacja Muzyki Cerkiewnej nie może pozostać osamotniona,
trzeba jej przywrócić zainteresowanie instytucji i przyjaciół, a przede
wszystkim życzliwość samej Cerkwi.
Eugeniusz Kabatc
wstecz |