Nr 2 (25), 2 czerwca 2002 r.
To nie jest zwykły festiwal
Wielką zaletą
naszego Festiwalu było zawsze to, że jego słuchacze mogli zapoznać się z
rozmaitością stylów cerkiewnego śpiewu i kultur, składających się na prawosławny
świat. Niepodzielnie panujący w polskich cerkwiach dziewiętnastowieczny śpiew
rosyjski mógł być skonfrontowany (w swym najlepszym wydaniu) z jednogłosowym
śpiewem greckim, pieśniami Kościołów Dalekiego Wschodu i Afryki. Tegoroczne
koncerty dostarczyły nam jeszcze więcej tego rodzaju wrażeń. W niepamięć
odchodzi monotonia wykonań sprzed kilku lat (co dopiero mówić sprzed
kilkunastu), gdy na repertuar konkursowych chórów składały się utwory
Bortniańskiego, Czajkowskiego, Archangielskiego, Rachmaninowa, Czesnokowa, Lwowa
w różnych kombinacjach.
Teraz
rosyjski śpiew cerkiewny - i to w najlepszym wykonaniu - mogliśmy usłyszeć
podczas występu ubiegłorocznego laureata, monasterskiego chóru "Swietlinen" z
Rostowa nad Donem. Sięga on do źródeł tego śpiewu - dawnych monasterskich
napiewów, anonimowych kompozycji braci z klasztorów w Optinie, Wałaamie, Kijowie
i Moskwie. Przypomniał m.in. wielokrotnie już prezentowany na hajnowskim
Festiwalu psalm Błażen Muż w napiewie Kijewo-Pieczerskiej Ławry.
Połączenie monumentalnego, ascetycznego śpiewu jednogłosowego i urozmaiconej
melodyki utworu (szczególnie gdy wykonuje się go z zaakcentowaną partią solową)
wywołuje wrażenie surowością przestrogi psalmisty przed "drogami grzesznych".
Wybór kompozycji bliższych współczesności również ujmował umieszczeniem w
repertuarze obok kompozycji Czesnokowa i Rachmaninowa twórców mniej znanych
festiwalowym słuchaczom -Dondowa, Mirolubowa. Trubaczowa, Nikolskiego.
I
jeszcze jedno wrażenie odnoszące się do inauguracyjnego koncertu. Wszyscy
słuchacze dotychczasowych edycji Festiwalu odczuwają, jak sądzę, że naturalnym
środowiskiem tej muzyki jest świątynia. Fatalnie w tym roku należy, siłą rzeczy,
oswoić się z - w najlepszym wypadku neutralnym dla muzyki cerkiewnej - wnętrzem
Domu Kultury. I tu trzeba podkreślić staranie, by artystyczne i duchowe wrażenia
wesprzeć odpowiednią organizacją przestrzeni. Czyni to efektowny projekt
plastyczny sceny, autorstwa Tomasza Odziejewicza, w sposób oczywisty inspirowany
ikonostasem hajnowskiego Soboru, przypominający też nieco symbolikę prac Jerzego
Nowosielskiego. Ucieczka od dosłowności sprawia, że w trakcie koncertów odkrywa
się w wizji artystycznej Odziejewicza coraz to nowe elementy. Udało mu się przy
tym stworzyć intrygujący obraz, który nie rozprasza, nie przeszkadza w skupionym
odbiorze, od pierwszego utworu inauguracyjnego koncertu stopił się w jedno że
śpiewem.
Więcej
artystycznych nowości, przy zachowaniu tego samego poziomu uduchowionego śpiewu,
jaki prezentował chór z Rostowa, czekało dnia następnego. Gdyby wystąpił
zaplanowany na ten dzień chór indyjski, mógłby to być najbardziej "egzotyczny" z
tegorocznych koncertów. Rzadko festiwalowa publiczność ma szansę wysłuchać tak
długiego i znakomitego artystycznie programu, nie rozumiejąc zeń ani słowa, jak
działo się to w wypadku gości z Armenii (no, może poza słowem "Qristos"). I
zadziałała tu magia cerkiewnego śpiewu, który pozwala ludziom różnych języków
sławić Boga śpiewem i jednocześnie w duchowy sposób rozumieć nawzajem swój
śpiew.
Armenia uczyniła chrześcijaństwo religią państwową jako jeden z pierwszych
krajów świata, w 301 roku i najstarszy z prezentowanych utworów sięgał tamtego
okresu. Trudno orzec, czy kiedykolwiek na Festiwalu usłyszeliśmy tak wiele tak
dawnych utworów - cztery wykraczały poza ramy europejskiego średniowiecza! I
obok nich kompozycje ormiańskich twórców XIX i XX wieku, w tym współczesnego
chórzystkom. Zaiste, niezwykłe świadectwo ciągłości duchowej i kulturowej tak
dla nas egzotycznego i o tyle starszego ormiańskiego prawosławia.
Do źródeł naszej
tradycji mogliśmy przenieść się za sprawą chóru Staroobrzędowców z Niżnego
Nowgorodu. I znów niespodzianka: Kościół staroobrzędowców, prezentujący swe
duchowe dziedzictwo obok prawosławnego ormiańskiego i fińskiego oraz
przedstawicieli polskiego Kościoła rzymskokatolickiego. Zapisy muzyczne sprzed
siedemnastowiecznego raskołu, wersje tekstów liturgicznych sprzed reformy
patriarchy Nikona, śpiew przypominający mo-nasterski śpiew jednogłosowy. To
wszystko razem tworzące niepowtarzalną jakość. Szczególną rzadkością, nie waham
się powiedzieć perłą tego występu, był wyśpiewany przez dyrygenta, Aleksieja
Szaszkowa, list paschalny św. Jana Złotoustego, odczytywany w cerkwiach w czas
wielkanocnej Jutrzni. Jeden z najważniejszych tekstów Ojców Kościoła, nie
rozbudzający u wiernych lęku, przeciwnie, leżący u podstaw teologii
apokatastazis, powszechnego zbawienia. Wyśpiewany przez rosyjskiego kantora
był dla piszącego te słowa głębokim duchowym przeżyciem.
Dalszy ciąg
środowych niespodzianek czekał nas podczas prezentacji Chóru Cerkwi Prawosławnej
z Tampere w Finlandii, który przypomniał klasykę rosyjską - Archangielskiego i
Czesnokowa ... po fińsku, obok dwóch rodzimych kompozytorów. Jeśli przyjrzeć się
programowi tegorocznego Festiwalu, Paweł Czesnokow będzie chyba najczęściej
prezentowanym kompozytorem. Słuchając jego subtelnej, kontemplatywnej linii
melodycznej warto pamiętać, że twórczość ta przypadła na najbardziej krwawe lata
stalinizmu. Jest w spokoju Czesnokowa jakaś tajemnica wiary. Repertuar
tegorocznego Festiwalu, pełen jego sztuki, oddaje jej należny hołd.
Młodzieżowy chór
rzymskokatolickiej białostockiej katedry udowodnił w tym towarzystwie, jak
wspaniałym ambasadorem prawosławia może być cerkiewna muzyka. I tak po kolei
ciekawy i rozsądnie, na miarę sił dobrany repertuar: paschalna pieśń o grobie
Chrystusa, Dymitr Bortniański i tak inne niż jego ocierające się niekiedy o
efekciarstwo koncerty, uduchowione i zaiste dostojne Dostojno jest (na
marginesie mówiąc, chyba najpopularniejsza wersja tej modlitwy), potem Psalm
101 z pięknymi fragmentami solowymi i Woskresienije Christowo
Romualda Twardowskiego. Utwór ostatni, jedna z najciekawszych cerkiewnych
kompozycji Twardowskiego, z charakterystycznymi interesującymi rozwiązaniami
rytmicznymi, staje się już klasyczną współczesną cerkiewną kompozycją, pieśnią
zanurzoną w atmosferze wydarzenia, o którym opowiada: radosnej nowiny i
przekraczającej ludzki rozum tajemnicy.
Plon wrażeń dwóch
koncertów i obiecujące zapowiedzi dni kolejnych każą tę garść "na gorąco"
spisanych wrażeń zakończyć jeszcze jednym wrażeniem-życzeniem: to nie jest
zwykły Festiwal!
Radosław Romaniuk
wstecz
|