Nr 1 (21), 27 maja 2001r.
Przyspieszenie
III Dni Muzyki Cerkiewnej w dniu 18 maja 1984 roku
zainaugurował ksiądz Michał Niegierewicz ze swoim chórem hajnowskiej parafii
prawosławnej śpiewając „Gaude, mater Polonia” - „Raduj się matko Polsko",
najstarszą naszą pieśń hymniczną z XIII wieku. I tak już zostało: każdego roku
gościnna Hajnówka wita tym hymnem w Polsce przyjeżdżających tu gości ze Wschodu
i Zachodu, Północy i Południa.
Właśnie w 1984 roku pojawili się pierwsi goście zagraniczni -
z Północy. Otóż poza konkursem gościnnie wystąpił młodzieżowy chór z Kuovola w
Finlandii. To był pierwszy sygnał owego tytułowego przyspieszenia. Występ
młodzieży fińskiej zasygnalizował to, co oficjalnie stało się dopiero w 1991
roku, kiedy impreza ta zmieniła nazwę na Międzynarodowy Festiwal Muzyki
Cerkiewnej.
Można też rzec, że jakieś niewidzialne fluidy połączyły
Hajnówkę z Finlandią, bo właśnie z tego kraju trzy lata później gościł na
festiwalu pierwszy zagraniczny zwierzchnik Kościoła prawosławnego - Metropolita
Leo.
Tegoż roku 1984 Dni Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce nie tylko
symbolicznie zasygnalizowały swój przyszły, międzynarodowy charakter, ale też
poszerzyły swoje spektrum poprzez imprezy towarzyszące, które od tej pory na
stałe weszły do festiwalowego kalendarza: wystawy i wieczorne śpiewające
spotkania przy ognisku w sercu Puszczy Białowieskiej. Pierwszą była wystawa
gobelinów i haftów ludowych. W następnych latach prezentowano malarstwo, rzeźby,
fotogramy, szafy liturgiczne... Niezmienne natomiast były urokliwe ogniska: co
roku rozśpiewane, roztańczone i... oczywiście smaczne.
Cytowana już poprzednio Alicja Stradczuk-Twardowska też
doskonale zapamiętała atmosferę puszczańską, nierozerwalnie od 1984 roku
związaną z festiwalem:
„Wspomnę też o przyrodzie, o Puszczy Białowieskiej, która w
maju szczególnie zniewala każdego wrażliwego człowieka. A spotkania przy
ognisku, kiedy chórzyści pieką kiełbaski i śpiewają pieśni - są jakby dalszym
ciągiem festiwalu i zarazem źródłem niepowtarzalnych przeżyć. Bowiem ta
fantastyczna symbioza przyrody, człowieka i muzyki —jest możliwa tylko tam...”
Kiedy przyjechałem po raz pierwszy na festiwal muzyki
cerkiewnej również uległem urokowi nocnych śpiewów puszczańskich, które od 17
już lat dodaj ą imprezie swoistego, nie spotykanego nigdzie kolorytu. Pisząc
recenzję do „Ruchu Muzycznego” po XIII MFMC nie omieszkałem dodać, że:
„Już do tradycji tej imprezy weszło jej leśne echo: każdego
dnia późnym wieczorem i nocą, w środku Puszczy Białowieskiej na ogniskowej
polanie, odbywały się spotkania przy kiełbaskach i śpiewie tych chórów, które
kilka godzin wcześniej występowały w Soborze Świętej Trójcy przed
kilkusetosobową publicznością i jurorami. W puszczy już nie było cerkwi, nie
było konkursu; było pełne muzyczne zbratanie. Właśnie to, które kiedyś leżało u
źródeł idei festiwali muzycznych..”
Przyspieszenie nabierało tempa... W następnym roku zaczęły
się ukazywać kasety z nagraniami z każdego dnia przesłuchań konkursowych. I od
1985 roku przez cały tydzień trwania festiwalu już następnego dnia można było
kupić dokumentalne zarejestrowane występy z dnia poprzedniego. Akcja błysk! Ale
o tym, ile to kosztuje nocnej pracy wie najlepiej szef techniczny festiwalu -
Rościsław Kuncewicz i nagrywający te taśmy podczas koncertów - Włodzimierz
Gredel. (Od 1994 roku zaczęły się też ukazywać płyty kompaktowe z nagraniami
najciekawszych muzycznie wykonań danego roku - zarejestrowanych na Koncercie
Galowym.)
Rok później, poczynając od V Dni Muzyki Cerkiewnej - festiwal wszedł też do
Filharmonii Białostockiej. I od 1986 melomani białostoccy co roku goszczą u
siebie finałowy Koncert Galowy.
W następnych latach koncerty występujących na festiwalu
chórów - jako tzw. imprezy towarzyszące - zagościły w krakowskiej Bazylice
Mariackiej i innych kościołach katolickich Krakowa, w Warszawie, w Gdańsku i
wielu innych miastach oraz wiejskich cerkwiach.
„Serwis Publicystyczno-Inormacyjny” Agencji PAI-Press donosił w 1993 roku:
„Festiwal Muzyki Cerkiewnej to nie tylko przesłuchania i
koncerty galowe, ale także występy w okolicznych cerkwiach i domach kultury. To
sprawia, że chór cerkiewny z najmniejszej wiejskiej parafii śpiewa na estradzie
filharmonii, a zespół, mający za sobą koncerty na najsłynniejszych scenach
świata czy w nowojorskiej Carnegie Hali, jedzie do miejscowości, której nie ma
na mapie. I dlatego Capella Russian Chorus ze Stanów Zjednoczonych - chór męski
o ponad 50-letniej tradycji - zaśpiewał w Homotach. Było to tak wielkie
wydarzenie w życiu miejscowej społeczności, że teraz niektórzy dzielą czas na
„przed” i „po” występach amerykańskiego chóru...”
Nabierając coraz większego przyspieszenia, goszcząc z
koncertami muzyki cerkiewnej w świątyniach katolickich i ewangelickich
największych miast polskich - co już w samej swojej symbolice jest pięknym
wyrazem ekumenizmu - festiwal hajnowski nigdy nie zapomniał o swoim ludowym
fundamencie. Weźmy dla przykładu rok 1997. Oto odbywają się koncerty
festiwalowych chórów w czterech największych kościołach katolickich Krakowa, w
Kościele Ewangelicki-Augsburskim w Warszawie, w Białymstoku - oprócz Filharmonii
- trzy koncerty w Soborze Św. Ducha. Ale jednocześnie koncerty najlepszych
zespołów zagranicznych goszczą w najmniejszych miejscowościach, takich jak
Łosinka, Stary Kornin, Dubicze Cerkiewne, Kleszczcie, Czeremcha, Gródek,
Narewka, Michałów, Siemianówka... W sąsiadującym Bielsku Podlaskim śpiewają
prawosławni Murzyni z Kenii i Chór Kijewo-Pieczerskiej Ławry w Kijowie, w
Siemiatyczach - wspaniały chór z Kondopogi w Rosji.
Z tego, co wiem, żaden polski (a i chyba europejski) festiwal
muzyczny czy muzyczno-religijny - nie odnotował na swoim koncie tak rozległych
kontaktów ze słuchaczami, zwłaszcza tymi najbardziej zapomnianymi: na wsi.
Hajnówka na szczęście nią zapomniała o swoich ludowych
korzeniach i o I Dniach Muzyki Cerkiewnej zrodzonych śpiewem wiejskich chórów.
Wacław Panek
wstecz
|