Nr 1 (15), 23 maja 1999r.
O KULTURZE I PIENIĄDZACH - ROZMOWA Z MIKOŁAJEM BUSZKO, DYREKTOREM MFMC -
HAJNÓWKA
Jeśli ktoś mówi, a są takie kręgi, "nic stać nas na
organizowanie festiwalu", co Pan odpowiada?
- Mnożę pytania. Trzeba zepchnąć, zmarginalizować imprezę, którą osiągnęła
klasę zerową? Trzeba koniecznie wieść w Hajnówce prowincjonalny żywot? Być
miastem, które leży pod Białowieżą, bo miało szczęście znaleźć się na jednym z
najważniejszych szlaków turystycznych w świecie, ale niewiele robi, by turystę
zatrzymać? I proponuję spojrzeć na rzecz od strony promocji miasta za sprawą
festiwalu. Na promocję wydaje się teraz ogromne pieniądze. Tymczasem nic tak
nic promuje w świecie Hajnówki, jak festiwal. Poza tym pieniądze, o które
zabiegamy w różnych instytucjach i firmach, w dużej części wracają tu - bo
otrzymują je restauratorzy, hotelarze, biura turystyczne, firmy przewozowe.
Samych chórzystów przyjeżdża każdego roku ponad tysiąc dwustu. My. jako
gospodarze, utrzymując ich zostawiamy pieniądze, oni również. A dla Hajnówki
znaczący powinien być przemysł turystyczny. Festiwal, choć jego zasadnicza rola
jest kulturotwórcza, ów przemysł pośrednio wspiera i promuje.
Przy organizacji każdego festiwalu musi Pan staczać bój o pieniądze?
- Wielki. W tym roku na miesiąc przed imprezą Ministerstwo Kultury i Sztuki,
nasz główny sponsor, nic przysłało żadnej deklaracji dofinansowania. Nasze
władze wojewódzkie mają zawsze ten sam argument: nie mamy pieniędzy. W tym roku
deklarują pokryć wydatki związane z przeprowadzeniem festiwalu w trzech
procentach. Władze województwa wrocławskiego pokrywają 37 procent wydatków
powstających przy organizacji festiwalu Wratislavia Cantans.
Może koszty przeprowadzenia festiwalu wrocławskiego są niższe niż hajnowskiego?
- Tamte opiewają na ogromną dla nas sumę. Za jednoroczne dofinansowanie
Wratislavii Cantans ze strony Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu my moglibyśmy
zorganizować kilka festiwali.
Jakim sposobem?
- Ciągle, chociaż impreza sprawdziła się i została zaakceptowana, organizujemy
ją siłami społecznymi. Nad wrocławskim festiwalem przez cały rok pracuje na
etatach osiem osób. U nas nikt. Dyrektor festiwalu, chociaż krążą na ten temat
różne plotki, zarabia tyle, ile dyrektorzy innych domów kultury, nie
organizujący żadnej podobnej imprezy, ani nie prowadzący tak bogatej jak my
działalności.
Więc musicie zatrudniać dużo ludzi na etatach HDK? Bo jak godzić organizowanie
festiwalu z bogatą działalnością?
- Rzadko kiedy pracuję krócej niż 12 godzin. Wielu pracowników podobnie.
W czasie festiwalu?
- Codziennie. Zaś jeśli chodzi o etaty, zredukowaliśmy je do minimum. Podobnie
płace. Osoba zatrudniona na jednym etacie wykonuje pracę kilku osób. Dwie panie,
które sprzątają tak duży budynek, są szatniarkami, portierkami, garderobianymi,
obsługują kawiarnię. Sekretarka jest kasjerką i kadrową.
Finansują was władze samorządowe? Wszak na nich spoczywa obowiązek utrzymania
takich placówek jak domy kultury.
- Finansują jedynie fundusz płac i też nie w pełni. I sugerują, że powinniśmy
czynić tyle, na ile dają nam pieniędzy. Żeby utrzymać dom kultury, musieliśmy
sami w ubiegłym roku zarobić ponad 150 tysięcy złotych.
Przy HDK ćwiczy siedem rockowych zespołów młodzieżowych, Zespół Pieśni i Tańca
Ludowego gromadzi w czterech grupach 79 osób. na naukę tańca towarzyskiego przez
trzy lata przechodziło tu każdego roku po 600 - 700 osób, osiemdziesiąt osób,
dodam twórczych, skupia klub seniora "Echo Puszczy". Trzech instruktorów
prowadzi cztery zespoły teatralne, a w nich dramą pasjonuje się 90 młodych
ludzi. Zespół pieśni HDK to chór na 30 głosów. A do tego sekcja tańca
współczesnego, towarzyskiego, kapela ludowa, zespół plastyczny "Deformacja",
klub literacki "Akapit". To rozbuchana działalność, jak na chude dla kultury
lata. Może dlatego, choć nie ma rankingów domów kultury, wielu dałoby HDK notę
najlepszego domu kultury w Polsce. Do jakiej z tych form nadawania życiu
kulturalnego blasku ma Pan najwięcej serca?
- Dla mnie wszystkie są jednakowo ważne.
Również twórczość przedszkolaków, których galeria na kilkaset prac ferią barw
oplata niemal cały hol domu kultury?
- Przedszkolacy są otwarci, prości, nieskażeni. Jak moglibyśmy nie doceniać ich
twórczości? Otwarcie ich galerii uzupełniliśmy dwoma spektaklami teatrzyków
dziecięcych - jeden spektakl został odegrany w języku polskim, drugi w
białoruskim, zgodnie ze składem narodowościowym naszego miasta.
Na Białostocczyżnic. mam wrażenie, twórczość lalkarska znalazła się w regresie.
- Zwłaszcza po odejściu pasjonatki amatorskich teatrzyków lalkarskich. Dominiki
Krauze Wójtowicz.
A u was teatr kwitnie.
- Za sprawą Alicji Sobuń. Olgi Andrzejuk i Małgorzaty Sienkiewicz. Małgorzata
Sienkiewicz wróciła do nas. po kilkunastu latach nieobecności, z Olsztyna, gdzie
przez jakiś czas reżyserowała swoje sztuki w olsztyńskiej pantomimie -
instytucji znanej w kraju i za granicą, o dużych tradycjach. U nas
wyreżyserowała spektakl "Kobiety", fantastycznie przyjęty przez młodzież.
A taniec? Przecież jeszcze kilka lat temu nie lgnęła do niego wasza młodzież?
- Przeprowadziliśmy całą akcję roztańczenia dzieci i młodzieży z naszych szkół.
Jedną lekcję wychowania fizycznego uczniowie spędzali u nas z naszym
instruktorem, na nauce tańca. Po 600 - 700 uczniów przechodziło przez nasze
lekcje każdego roku. Dzięki temu zakwitła nam prawie 50-osobowa sekcja tańca,
do której przedtem zawsze brakowało chętnych. Dodam jeszcze, że w latach,
kiedy w całej Polsce upadały zespoły pieśni i tańca ludowego, u nas powstał
dobry zespół, specjalizujący się w polskim folklorze. Cztery grupy (79 osób)
prowadzi Anna Baran. Zespół ma na swoim koncie mnogość występów w Polsce i na
Białorusi. Doskonale też wypadł w czasie koncertów w Szwecji.
Kultura muzyczna, nic tylko związana z festiwalem muzyki cerkiewnej, zajmuje,
mam wrażenie, szczególne miejsce w pracy HDK.
- Okolice, wśród których leży Hajnówka, to ogromna skarbnica folkloru,
zwłaszcza muzycznego. Nie zapisanie go, nie opracowanie i nie podtrzymywanie
byłoby niewybaczalnym grzechem. O tym mówiłem od lat. Mówiłem, kiedy nasze
zespoły folklorystyczne sięgały po pieśni z Białorusi, gdzieś spod Mińska,
pomijając Hajnowszczyznę.
Bo tamten folklor bogatszy?
- Bo zebrany, zapisany i opracowany.
Więc co się zmieniło?
- Białoruski Zespół Pieśni i Tańca, działający przy HDK, istnieje od
siedemnastu lat. Zaczyna on promować w swoim repertuarze pieśni Ziemi
Hajnowskiej, zapisane również przez niestrudzonego działacza kulturalnego,
muzyka Stefana Kopę, autora dwóch zbiorów białoruskiej pieśni Białostocczyzny.
Potem te pieśni oddajemy fachowcom do opracowania na czterogłos i wykonujemy
je. Teraz nasz chór może zaprezentować cały koncert folkloru hajnowskiego.
W strojach rodem stąd?
- Tak. uszyto je według projektu zrobionego przez naszą etnografkę.
Wracając do festiwalu. Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że Hajnówka dzięki
festiwalowi stała się prężnym ośrodkiem muzycznym.
- Tak. Działa tu kilka dobrych parafialnych chórów, powstał jedyny w Polsce
harcerski zespół parafialny, który wystąpi na tegorocznym festiwalu, założono
prawosławne studium psalmistów. Hajnowski Dom Kultury zgromadził wielką
fonotekę, albowiem były zapisywane na taśmach wszystkie koncerty -
przesłuchania chórów biorących udział w festiwalu. Festiwal stał się drożdżami
tegoż muzycznego ruchu.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Radziukiewicz
|