JAK ZASTĘPY ANIELSKICH CHÓRÓW – rozmowa z księdzem Jerzym Szurbakiem, dyrektorem i dyrygentem Zespołu Muzyki Cerkiewnej w Warszawie
Czy zamiłowanie do muzyki cerkiewnej to rodzinna tradycja?
jerzy szurbak: Nie mieliśmy rzeczy materialnych, ale mieliśmy dom pełen muzyki. Przy wszystkich rodzinnych spotkaniach siadaliśmy przy stole i śpiewaliśmy. Moi rodzice - Anna i Andrzej, siostra i brat należeli też do parafialnego chóru cerkiewnego w Bielsku Podlaskim. Kiedy jeszcze byłem mały, zabierali mnie ze sobą. Potem sam zacząłem śpiewać w chórze cerkiewnym i szkolnym. Po maturze złożyłem papiery do Prawosławnego Seminarium Duchownego. A biskup Bazyli - późniejszy metropolita - namówił mnie, żebym równolegle podjął studia w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Uczyłem się też gry na skrzypcach i śpiewu. Od 1968 roku połączyłem pracę w kościele z muzyczną pasją. W parafii dotarłbym co najwyżej do dwóch, trzech tysięcy wiernych. Koncertując w Europie, Afryce, Azji, Ameryce, miałem nieporównanie więcej odbiorców. A zawsze uważałem, że śpiewanie muzyki cerkiewnej z zespołem jest formą ewangelizacji. Byłem także nauczycielem śpiewu cerkiewnego w seminarium prawosławnym...
Czy ta muzyka jak pisanie ikon jest formą modlitwy?
Tak, muzyka cerkiewna jest muzyczną ikoną.
Dlaczego podczas liturgii prawosławnej obowiązuje śpiew a capella, czyli bez dodatku instrumentów?
Najdoskonalszym instrumentem - nie ręką ludzką uczynionym, ale będącym darem bożym - jest głos ludzki. I nim
wierni mają Boga wielbić. Prawosławni uważają, że żaden instrument - nawet najdoskonalszy stradivarius czy fortepian Steinwaya - nie jest w stanie oddać chwały bożej na równi z głosem człowieka. Powinniśmy go więc wykorzystywać w chwalbie Boga na wzór chórów anielskich. Bo gdy rodził się Chrystus, to na polach betlejemskich witały go zastępy śpiewających cherubinów.Muzyka cerkiewna wyraża dogmaty wiary: Credo, „Ojcze nasz", teksty Ewangelii, Kazanie na Górze. Kopalnią tekstów jest „Psałterz Dawidowy"..
Czy jest do pomyślenia liturgiczno-muzyczna ewolucja wprowadzająca mimo wszystko jakieś instrumenty? Przecież Cerkiew akceptuje już np. uwspółcześnione ikony Jerzego Nowosielskiego i zgadza się na jego polichromie, np. w cerkwi na warszawskiej Woli.
Chociaż Stary Testament mówi: „Chwalcie Boga na cytrze i organach", a prorok Dawid „skakał i grał" przed Arką Przymierza, to w perspektywie własnego życia i kilku następnych pokoleń nie widzę możliwości wprowadzenia instrumentów do liturgii. Bo te dwie warstwy: melodyczna i semantyczna, są w niej ze sobą tak ściśle złączone jak dwie natury w Chrystusie: boska i ludzka.
Co nie znaczy, że w Cerkwi nie następują żadne zmiany. Choć np. w liturgii prawosławnej dominuje nadal staro-cerkiewno-słowiański, zaczyna się w Warszawie i Wrocławiu odprawiać nabożeństwa także po polsku.
W obrębie pieśni chóralnych można jednak wzbogacić liturgię prawosławną nowymi utworami??
Oczywiście, pod warunkiem że są to utwory oparte na tekstach kanonicznych, ewangelicznych, biblijnych - do trzech najważniejszych w prawosławiu liturgii: Jana Chryzostoma, Bazylego Wielkiego i Wielkopostnej Grzegorza Dialoga - co ciekawe, papieża rzymskiego z VII wieku, czy sięgające do hymnów maryjnych.
Muzyka cerkiewna od czasów bizantyjskich do końca XIX wieku ma długą i bogatą tradycję. A czy współcześni kompozytorzy znajdują w niej także inspiracje?
Obecnie powstaje wiele kompozycji, przeważnie paraliturgicznych, przeznaczonych do sal koncertowych, których jednak nie wykonuje się w czasie nabożeństw.
W Polsce do najwybitniejszych kompozytorów należy Romuald Twardowski - autor kilkunastu utworów muzyki cerkiewnej, w większości chóralnej a capella, ale także „Małej liturgii prawosławnej" z udziałem orkiestry, oraz Krzysztof Penderecki z „Jutrznią".
W Rosji diakon Sergiusz Turbaczow, Walenty Martynow, Kułaków, na Ukrainie Diczko, na Łotwie Part, w Stanavch Ledkowski, we Francji Kowalewski. W Wielkiej Brytanii John Taverner, który przeszedł na prawosławie i zaczął komponować w języku angielskim...
Od 35 lat prowadzi ksiądz zespół profesjonalny muzyki cerkiewnej...
Przez lata byliśmy jedynym takim zespołem w Polsce. Poza tym były tylko chóry parafialne, i to niezbyt liczne. Pierwszego nagrania dokonaliśmy w 1971 roku do spektaklu „Rewizora" w reżyserii Itki Stokalskiej na zamówienie Teatru Dramatycznego w Szczecinie. Do 1997 r. współpracowaliśmy z Warszawską Operą Kameralną, teraz jesteśmy samodzielni.
Mamy wielką satysfakcję, że można powiedzieć, na bazie doświadczeń naszego zespołu powstał Międzynarodowy Festiwal Muzyki Cerkiewnej, którego byłem współzałożycielem na zaproszenie głównego pomysłodawcy dyrektora Mikołaja Buszki. Mój zespół także w nim uczestniczył od 1982 r., czyli od początku. Cieszę się, że dziś dorobiliśmy się już profesjonalnej konkurencji, m.in. we Wrocławiu i Poznaniu.
Oprócz udziału w dziesiątkach koncertów ma też ksiądz z zespołem spory dorobek filmowy.
To trochę peryferyjna działalność, ale rzeczywiście nazbierało się tego. Nagrywaliśmy oprawę dźwiękową m.in. do „Lekcji martwego języka" Janusza Majewskiego, „Lawy" Tadeusza Konwickiego, „Pięknej nieznajomej" Jerzego Hoffmana i u Wajdy - do „Kroniki wypadków miłosnych" i „ Szatowa" opartego na „Biesach".U Wajdy zostałem także aktorem. Zagrałem w „Szatowie" spowiednika... Omara Sharifa. To naprawdę genialny aktor. Podziwiałem jego maestrię. On jako Wierchowienski leżał umierający na marach, a ja czytałem mu modlitwy w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Nie znał go, ale jak tę scenę zagrał! Wargi mu zadrżały, gdy usłyszał moje słowa, i łzy popłynęły mu jak groch...
Największa księdza satysfakcja??
Odrodzenie tradycji muzyki cerkiewnej i Kościoła prawosławnego na wschodzie Europy, gdzie doświadczył wielkich prześladowań. Tylko za czasów Chruszczowa zburzono w Rosji 10 tysięcy świątyń.
Prześladowania dotknęły także moją rodzinę. Mój starszy brat Sergiusz, który przeniósł się do Mińska (miał tam zespół instrumentalno-wokalny), po śmierci Stalina wyszedł na ulicę i śpiewał. Zatrzymał go milicjant i pouczył, że trzeba płakać, bo ojciec narodu odszedł. Na to brat odpowiedział: „Tuda, sobakie, doroga" (Tutaj, sobace, droga). I za to jedno zdanie odsiedział dziesięć łat w Workucie.
Cieszy mnie, że młodzi w Rosji, na Białorusi, Ukrainie wracają do wiary swoich przodków. Myślę, że to nie tylko moda, ale i potrzeba ducha.
No i że muzyka cerkiewna łączy nas ponad granicami na tym wyjątkowym festiwalu, który przywraca równowagę między sferą ducha a postępem myśli ludzkiej, technologii. Człowiek jest istotą dychotomiczną i w czasach globalizacji powinien dążyć nie tylko do zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych, ale i do sublimacji ducha.
- Rozmawiała Monika Kuc
Źródło: Rzeczpospolita